Users on-line: 1

Strona istnieje 4314 dni

Licznik Odwiedzin:
  • płyta, upamiętniająca kremację Gandhiego
    płyta, upamiętniająca kremację Gandhiego
  • w Starym Delhi
    w Starym Delhi
  • nikt nie uwierzy, ze tu pod prąd można...
    nikt nie uwierzy, ze tu pod prąd można...

Rikszą przez Delhi

Z Meczetu Piątkowego do Czerwonego Fortu autobusem raczej nie dojedziemy…. Szefostwo zamawia riksze, siadamy w parach mieszanych w riksze rowerowe i jedziemy…

Teraz już szyba autokaru nas nie oddziela od ulicznego życia

i wiem, dlaczego pary muszą być mieszane. Samotna biała (nieopalona) kobieta nie da rady opędzić się od żebraków (nie piszę tu o Basi, bo ta, ze swoja rezolutnością mogłaby zapewnić ochronę trzem rykszom na raz) Przez ruch przebijamy się, rykszarz czasem pedałuje, czasem popycha rower (ha, nasz rykszarz pcha riksze rzadziej niż inni, więc albo Sylwia, z którą mam zaszczyt jechać jest bardzo wiotka, albo ja nie jestem tak ciężki jak wyglądam, wolę 2-gi wariant) Z ciasnych ulic wyjeżdżamy na dwupasmówke, oddycham z ulga, bo tu jest już bezpiecznie, mniej żebraków, jedziemy spokojnie po prawej… Cholera, jakie bezpiecznie!!!!, to ze jedziemy po prawej, to właśnie NIEBEZPIECZNIE, tu ruch lewostronny, a nasz skubaniec żeby skrócić drogę pod prąd zasuwa!!!!

 

Po skończonej jeździe rikszarz pokazuje, że należy się bakszysz. Wiem, że jest opłacony, ale wypada coś dać, a jedyne co mam to 10 rupii (na nasze 55gr). Daję mu je, a ten zgina się w podziękowaniach…  Do dzisiaj nie wiem, czy grzeczny ukłon był prawdziwym wyrazem podzięki, czy szyderczym ukłonem dla skąpca podyktowanym grzecznością wschodu…

Zwiedzamy Czerwony Fort, wspaniałą budowlę o obwodzie ponad 2 km nad brzegiem Jamuny, stary bazar, pałace, świątynie… O dawnej świetności Czerwonego Fortu świadczy inskrypcja wg słów XIII-wiecznego poety na jednej ze ścian Sali Audiencji Prywatnych (Diwan-e-Khas) która głosi: Jeżeli gdzieś na ziemi jest prawdziwy raj, to właśnie tu.

 Zmęczeni, gorąco i duszno, pierwszy dzień w Indiach, nie jesteśmy przyzwyczajeni. Więc zapowiedź obiadu wprowadza pewne poruszenie. Szef wyjazdu, Krzysiu obwieszcza że każdy z nas, do posiłku, oprócz mineralnej może sobie zamówić PIWO na koszt organizatora wyjazdu!

Ha, Krzysiu wie jak zjednywać sobie uznanie tłumów… Myślę, że gdyby wtedy były wybory prezydenckie, to w naszej społeczności Krzyś byłby daleko przed Tuskiem i Kaczyńskimi, nawet gdyby łącznie występowali…

Jedziemy na ten obiad, a tu okazuje się, że lokal, gdzie nas przywieziono abstynenckim jest i nic alkoholowego nie podają, włączając w to piwo…

Mówię Krzysiowi: Ty to masz łeb, ale Krzychu, zdecydowane  zbyt skromny jesteś, trzeba było pozwolić na zamawianie szampana Dom Pérignon i niebieskiego Johna Walkera, jeszcze bardziej by ci dziękowali, a efekt ten sam…

Krzyś się zaciął w sobie, wezwał Grzesia -przewodnika na dywanik, obaj wezwali szefa knajpy i wyjaśnili mu, że jeśli jeszcze kiedykolwiek chce tu zobaczyć turystów to piwo – i to zimne- musi zaraz się znaleźć. Efekt był piorunujący, a konkretnie to praca restauracji została sparaliżowana. Wszyscy kelnerzy zniknęli, bo rozbiegli się po okolicznych sklepach w poszukiwaniu schłodzonego piwa z lodówek. Po chwili zaczęli wracać, trzymając w rękach po 4-5 oszronionych butelek z napojem chmielowym. Zaczęli roznosić je po stolikach, ale żeby nie było obory, bo lokal bez koncesji na piwo, każda butelka zawinięta w papierową serwetkę, żeby nie było widać na niej nalepki… Ale i tak obora była, bo serwetki przemokły i stały się przeźroczyste i nalepki było widać, i z dużym zaciekawieniem słuchałem, jak kelner tłumaczy siedzącym przy sąsiednim stole angolom, że to lokal bezalkoholowy i piwa tu nie podają, a to, co widać u sąsiadów to nie piwo, tylko taki miejscowy napój i on właśnie się skończył…

 

A teraz jedziemy do Raj Ghat – mauzoleum Mahatmy Gandhiego. Przez szerokie wrota wchodzimy do zacisznego zielonego parku. W jego centrum otoczona wysokimi wałami ziemnymi, pomiędzy nimi, w dole wprost na ziemi leży skromna, kwadratowa płyta z czarnego marmuru. Upamiętnia ona miejsce kremacji tego wielkiego człowieka. Można tam podejść, ale rygory jak w świątyni, na bosaka i kompletnie odzianym. Jeśli nie spełniasz tych warunków pozostaje Ci spojrzenie w dół, z wysokich wałów. Wychodzimy na nie i zastanawiam się, dlaczego my na to wszystko patrzymy z góry. A po chwili przychodzi refleksja: te nasypy nie są po to, żeby patrzyć z góry, są po to, aby każdy patrzący musiał przed Gandhim z szacunkiem skłonić głowę…

 

stat