- znane photo, niedługo ta sytuacja będzie historią..
- ostatni skok...
- koniec oglądania drzewek...
- godz 12.30 - bar pusty, Polaków już nie ma...
- Maledivy bye, bye
nie bedzie Maledivczyk pluł nam w twarz
Nawet najdłuższa boa ma kiedyś swój koniec, więc i nasz pobyt dobiega końca…. Jeszcze ostatni dzień na basenie total leniuchowanie, ale i nachodzi nas straszna świadomość: o godzinie 12.00 wygasa nasz All Inclusive…
Więc ostatnie pół godziny wszyscy zbieramy się w barze, żeby jeszcze po parę drinków wsiąknąć w siebie.. Powstaje chytry plan zamówienia sobie w ostatnich minutach dobrobytu każdy jeszcze po 20 drinków i w ten sposób uda się wytrzymać nam do godziny 16-tej, kiedy mamy opuszczać wyspę. Plan ma słabe punkty: w tej temperaturze ostatni z drinków po 4 godzinach oczekiwania na swoja kolej będzie paskudnie ciepły, ale godzimy się na tę niedogodność… Niestety, nie godzą się na nią kelnerzy i odmawiają wydania po takiej ilości napojów na łeb, tłumacząc się brakiem szkła potrzebnego do sporządzenia 700 drinków i miejsca na ich umieszczenie…
Dostajemy po 2 drinki i na tym koniec, a tego, aby nam nie wydano nic bezpłatnego po 12-tej pilnuje starszy zmiany…
No nic, posiedzimy o suchym pysku…. O suchym? NIE, NIE, NIE, po trzykroć NIE!
Przecież o 13-tej jest jeszcze obiad, a do obiadu można zamówić sobie piwo lub wino!
Towarzycho się rozchodzi powoli, zostajemy tylko ja kolega i jego żona…
I wtedy przychodzi do nas kierownik stołówki i pyta gdzie jest nasz KSZEGOSZ, nasz przewodnik. Odpowiadamy, ze nie wiemy, a o co chodzi? No, bo nasz pobyt teoretycznie skończył się rano, i w związku z tym obiad naszej grupie nie przysługuje. TEORETYCZNIE, mr Kszegosz zamówił dla nas wszystkich dodatkowy obiad, ale nie potwierdził go i wobec tego, obiadu nie będzie… Stanęła nam przed oczyma straszna wizja, że cala grupa zostanie bez obiadu (to pal licho) i bez przysługującego do niego napoju (co strasznym wydało nam się).
Ale pamiętaliśmy, że Grzesiu nas informował, że obiad będzie, więc przekonujemy kierownika, że potwierdzamy w imieniu Grzegorza, że NA PEWNO obiad (o napojach nie wspominając) tu jeszcze chcemy spożyć…
Kierownik pyta kolegi, czy NA PEWNO potwierdzamy?
Kolega: No jasne, że tak, potwierdzam!
Kierownik: Potwierdzenie przyjąłem, obiad na 35 osób zostanie wydany i doliczony do ceny pobytu. Jaki jest numer domku dopisać go do rachunku, zechce Szanowny Pan podpisać rachunek hotelowy? - i podaje koledze świstek do podpisu…
Kolega zachłysnął się trzymanym w ręku ciepłym piwem, ostatnim pozostałym mu z All Inclusive zakaszlał, złapał powietrze i wymamrotał:
- EEEE- gdzieś tu pewnie Grzegorz się kręci, poszukajmy go….