Ja, Żona, i wyspa Robinsona...
Odbywam sobie samotny spacer po wyspie.. Zielone drzewa, turkusowa (patrz poprzedni odcinek: dla mężczyzn: niebieska) woda, biały piasek. Piasek ma tu kolor niepowtarzalny, nie jest to żółć znana nam z naszych plaży, nawet samo określenie „piasek” jest mylące, ponieważ piasek to coś związanego z kwarcem, a tu plaże są pokryte drobno zmielona rafą. I kolor jest biały. I inne odczucie, jak się po nim chodzi, bo tutejsze plaże są bardzo szorstkie i dla nieprzyzwyczajonych do chodzenia na bosaka białych działają jak pumex zdzierający skórę ze stóp. Ale wracając do spaceru to idę i rozkoszuję się… Soczystość kolorów, bliski szum fal, jakiś ptak w zaroślach regularnie skrzeczy, a wiem, że wieczorem ogromne nietoperze przemkną bezszelestnie nad moją głową…
Sielanka… Ja tu, a przecież Żona i dzieci samotnie siedzą kilka tysięcy kilometrów stąd w mrozie (no, tylko nie przesadzajmy, że w głodzie)
Idę sobie wzdłuż plaży i napotykam na przystań. I na niej ogłoszenie-zaproszenie:
ROBINSON TRIP
Zaciekawiło mnie to, więc czytam:
Oferujemy Państwu możliwość odbycia ROBINSON TRIP. Zostaniecie zawiezieni na bezludną wyspę Madivary Finolthu, gdzie możecie zupełne sami, jak Robinson cieszyć się[1] samotnością. Na wspaniałej lagunie, w czyściuteńkim piasku, możecie oddawać się snorkowaniu, lub swobodnym baraszkowaniu w bezpiecznej wodzie…
Możecie samotnie wyspę przemierzać poświęcając sobie tyle czasu, ile tylko pragniecie, bo przypłyniemy po Was dopiero we wskazanym momencie…
Rozmarzyłem się…
Wyspa Robinsona… Ja i moja śliczna Małżonka…. Samotni… Trzymamy się za ręce… Biegniemy po plaży… Nasze stopy wzbijaja fontanny wody… Biegnąc zbliżamy się do palmowego gaju….
A z tego gaju palmowego wyłazi WALENTY. I gapi się na nas…
Zaraz, zaraz, skąd Walenty w moich marzeniach??????
Spoglądam na dół tej tablicy z zaproszeniem na ta wyspe robinsona i już rozumiem…
A tam już ręcznie dopisane: Dear Guest! Prosimy zwrócić uwagę, że jakkolwiek wyspa Finolthu jest niezamieszkała, to nie możemy gwarantować ze inni turyści z atolu sobie na nią nie popłyną…
A znając moje szczęście, to zaraz nie tylko Walenty, ale i kilka wycieczek niemieckich emerytów by w tym czasie na taką wyspę zjechało…
Westchnąłem ciężko i rezygnując ze ściągania tu Żony poczłapałem w nadchodzący mrok wzdłuż plaży…