Users on-line: 1

Strona istnieje 4314 dni

Licznik Odwiedzin:
  • postój tuk-tuków
    postój tuk-tuków
  • Boy hotelowy z praktykantem
    Boy hotelowy z praktykantem
  • miseczki z liści na jedzenie ze straganu ulicznego
    miseczki z liści na jedzenie ze straganu ulicznego

Sahib Walenty

Wieczór, zmęczeni upałem chcemy się rozerwać, odpocząć. Idziemy do klubu hotelowego, okupujemy stoliki. Kelner przynosi wiaderko lodu do drinków, wyrzucamy go z tym lodem, wiemy, że zamarznięte w nim (w lodzie, nie w kelnerze) ameby i inne świństwa są tak samo groźne jak prosto z wody. Napilibyśmy się czegoś, ale drink bez lodu? Już samo określenie brzmi obleśnie..- Trzeba walnąć jakiegoś straita, bez mieszania… Kelner wraca z kartą, a tam nasz wzrok wyłapuje POLSKĄ WÓDKE!

O, to przynajmniej wiemy jak to smakuje, sprawdzamy cenę: 16-cie dolarów, całkiem przystępna, to w Polsce taniej nie kupi… Ordynujemy po flaszce na stolik, co się będziemy rozdrabniać, a potem następną i następną. Kelner jest chyba pełen podziwu dla naszych zdolności, bo za każdym razem, gdy zamawiamy buteleczkę, upewnia się u szefa ekipy, czy na pewno całą…

- No przecież, że całą! - szefu potwierdza,- zobacz chłopie, jak pije Polak, to flaszkami!

Gula nam poszła dopiero rano, miny się wydłużyły i zrozumieliśmy upewnianie się kelnera, co do zamówienia całej flaszki, jak pokazał się rachunek: te 16-cie zielonych papierków, to nie było za flaszkę, tylko za JEDEN KIELISZEK!!!! Łatwo przeliczyć, butelka 0,7l, mieści 14-cie pięćdziesiątek, razy 16 USD to da.... -no trochę to da… 

W sumie po doliczeniu coli, (też tania nie była), chipsów i mineralnej butelkowanej i jeszcze kosztów obsługi wyszła średnia statystyczna ważona ok. 500 USD za flaszkę…

Przyznam, że nigdy jeszcze polskiej wódki po 500 dolców za flachę to nie piłem… (A nawet innej, niepolskiej wódy w tej cenie też nie spożywałem)

Po prostu, przy tej biedzie panującej na zewnątrz hotelu nikomu do łba (nawet trzeźwego jeszcze) nie przyszło, że to była cena za kielicha…

 

Kilka osób też  postanowiło zaszaleć i wyjść do jakiegoś lokalu na miasto. Zamówili tuk-tuka (takie miejscowe taxi motocyklowo-samochodowe) dogadali się z tuktukarzem i zażądali zawiezienia do jakiegoś fajnego lokalu, gdzie by się można zabawić… Ten upewnił się, że chodzi o fajna knajpę, zawiózł ich w jakieś miejsce, wskazał wejście, skasował kasę i odjechał. Chłopcy weszli i czym prędzej dali nogę – bo był to fajny lokal, ale  chłopaki nawet nie mogli się obrócić na pięcie, żeby wyjść.  Rzeknę że nawet wycofali się z obawy tyłem, bo  to był lokal dla homoseksualistów…

Chłopcy złapali pospiesznie następnego tuk-tuka i zażądali prosto: Słuchaj, no, masz nas zawieźć do najlepszego lokalu w okolicach, żeby tylko dla kochających inaczej nie był!!!

Tuktukarz pokiwał głową, że zrozumiał i zawiózł ich….. – do naszego hotelu, do tego samego lokalu który godzinę wcześniej opuścili w poszukiwaniu lepszego…

 

Wracamy do naszego pokoju. Idziemy cichutko po korytarzu, żeby nikogo nie pobudzić. A mimo że szliśmy delikatniej niż Winnetou na zwiady, przed samym naszym pokojem wyrasta jak spod ziemi boy hotelowy, usłużnie jedną ręka otwiera nam drzwi, a drugą wyciąga po napiwek. Wchodzimy do pokoju, ja do łazienki wykapać się, a tu znów pukanie. Wchodzi ten sam boy wraz z drugim młodszym, podchodzą do łóżek i uchylają sam rąbek kołdry, żebyśmy wiedzieli gdzie mamy trafić spać…

Walenty sięga do kieszeni i daje boyowi dolca, ale ten kłania się w pas i rzecze

- Sahib[1], :dziś jestem wraz  z praktykantem, który się uczy jak obsługiwać gości i byłoby w dobrym tonie gdyby przy mnie nauczył się też, jak z godnością przyjmować napiwki, więc jakby pan był tak miły i pozwolił mu to przećwiczyć, to byłbym wdzięczny….

 



[1] Czyżby słowo „Sahib” oznaczało po hindusku „ Walenty” ???? ( i jeśli tak, to dlaczego on zwracał się do Walka na „ty”)

stat