Users on-line: 1

Strona istnieje 4314 dni

Licznik Odwiedzin:

NO STRESS. Czyli rzecz o ichnich liniach lotniczych

 

 

Gdy wysiadaliśmy z samolotu, współtowarzysz podróży powiedział: jeszcze tylko, k..wa, 5 godzin lotu i będę w Brazylii…    Mylił się…

 

A chronologicznie to było tak:

Jeszcze w domciu, gotowi do wyjazdu, już prawie w drzwiach odbieramy telefon od przewoźnika: wylot z rana przeniesiony na popołudniu, bo samolot się spóźni…

Dobrze, że zadzwonili, nie trzeba na rano do Warszawy zasuwać.. Dojeżdżamy na lotnisko w południe, tam już od rana koczują wściekli ci, do których wiadomość o opóźnieniu nie dotarła… Przechodzimy odprawę bagażową i wraz z kartą pokładową  dostajemy informację, że odlot się opóźni… Dziwna informacja, bo przecież do mnie dzwonili, a po drugie, to sam widzę, że się opóźni, bo jest już 5 godzin po planowanym czasie wylotu… A uśmiechnięta pani mówi: Ale teraz jeszcze bardziej się późni, bo właściwie, to on jeszcze z Brazylii nie przyleciał… Ale proszę się nie martwić (NO STRESS), nasze zielonoprzylądkowe linie lotnicze CABO VERDE Airlines, aby zrekompensować niedogodności zapraszają na obiad w restauracji  „LOUIS” w strefie wolnocłowej lotniska.

(Jakie linie Cabo Verde? Przecież na bilecie mam SCANDINAVIAN AIRLINES?

Tłumaczą mi, że komputer na lotnisku nie ma wkodowanych wszystkich linii lotniczych dużych inaczej i wpis „scandinavian airlines” w godzinach kiedy oni nie latają oznacza TACV- CABO VERDE AIRLINES. Ale ja ich rozumiem, kiedyś na lotnisku na Sri Lance też mi na karcie pokładowej wydrukowali, że jestem Portugalczykiem, tłumacząc, że tak małego kraju jak „Poland” nie mają w komputerze). Dodatkowo mnie zainteresowało, dlaczego na bilecie mam napisane, że jestem 11 JAN Zachara, skoro jestem Maciej, i dlaczego jestem tylko 11-ty, bo największy JAN o jakim słyszałem to Papież JAN XXIII, ale Żona wytłumaczyła mi, że to chodzi o 11 stycznia, żebym przypadkiem nie robił awantury...

 

-  Hmmm, oferujecie OBIAD w restauracji „LOUIS” ??? – zastanawiam się

Brzmi nieźle, bo kiedyś czytałem, że restauracja „U Louisa” w Nowym Orleanie jest jedną z najbardziej snobistycznych… Z radością przyjmujemy talon obiadowy, przechodzimy odprawę celną i poszukujemy tej restauracji biegając tam i powrotem po strefie bezcłowej… Nikt o takim lokalu tam nie słyszał, a w końcu ktoś jednak zajarzył: aaa, Louis? – tak się chyba nazywa ta jadłodajnia na końcu korytarza… I rzeczywiście jest tam coś w rodzaju baru szybkiej obsługi, a że dobrze trafiliśmy przekonała nas reakcja kasjerki na widok bonu:

 -  Obiad z kuponem Cabo Verde Airlines? – przysługuje wam kanapka w folii i puszka Fanty, można wymienić na porcje wody mineralnej lub kartonik soku…

Po takim posiłku czekamy na przylot samolotu, a kiedy po kolejnej godzinie spóźnienia, po 2-krotnie przekładanym wylocie ogłaszają boarding okazuje się że do tej samej bramki skierowano na raz jeszcze 3 inne samoloty i nie sposób się dopchać.

Wsiadamy i siadamy na fotelach. A tu przychodzi facet i mówi że to jego miejsca. Chcę mu udowodnić, że 12-ty rząd to nasze miejsca, ale, kurcze on ma rację: siedzimy w 12-tym rzędzie, a mamy być w 14-tym. Przepraszamy, odliczam 2 rzędy w tył i siadamy, a tu przychodzi następny gość że siedzimy na jego fotelach. I okazuje się że i on ma rację, przejście o 2 rzędy z 12-tego powoduje zasiadnięcie w 15-tym, bo 13-tego rzędu nie ma w ogóle…

Wystartowaliśmy z 9-cio godzinnym opóźnieniem, a ja się zastanawiam, dlaczego w tym czasie przewoźnik nie podstawił innego samolotu. Odpowiedź znajduję w folderze tychże linii wetkniętym za oparcie poprzedniego fotela. Czytam w nim: Nasze linie lotnicze, będące dumą naszej Republiki rozwijają się szybko i dynamicznie. Aby usprawnić obsługę naszych klientów już wkrótce planujemy zakupić drugi samolot !

A na pokładzie zupełny NO STRESS. Zapowiedzieli (i to po angielsku!) żeby zapiąć pasy przed startem, ale nikt tego nie sprawdza…  Nie ma też widzianego za każdym razem szkolenia z opuszczania samolotu, dmuchania kamizelek i wkładania masek, widocznie przewidują, że jakby cos się stało, to cały samolot się rozleci i takie drobiazgi nam nie będą potrzebne.

Na ekranie leci film po portugalsku, stewardzi sami raczą się jakimś napojem przypominającym wino, ale też są serdeczni, jak jednego poprosiłem to mnie i Żonie po flaszeczce podali...

 

Ale koniec końców, po 8-miu godzinach 20-tu minutach lotu, o godzinie 1-szej w nocy miejscowego czasu jesteśmy na Wyspach Zielonego Przylądka. Samolot docelowo leci do Brazylii. Tu, na wyspie Sal, gdzie jest lotnisko będzie jeszcze dotankowany. Żegnamy współpasażera, który jest niepocieszony, że jeszcze będzie w podróży kilka godzin (patrz początek relacji). A ma już dość: nie był powiadomiony o przeniesionym wylocie i stojąc na nogach i siedząc na tyłku jest w podróży ponad dobę.

My jedziemy busem na miejsce zakwaterowania i o dalszych losach samolotu dowiadujemy się z opowiadania dzień później.

Po godzinie czekania pasażerom oznajmiono, że właśnie pilotowi upłynęła dozwolona prawem dobowa ilość godzin za sterami, a innego nie mają! Więc dopóki pilot nie odpocznie, oni muszą pozostać na lotnisku. A że to trochę potrwa, to linie Cabo Verde Airlines poszukają kogoś, kto ich rano zabierze na wycieczkę po wyspie…

Ostatecznie samolot odleciał po godzinie 16-tej. NO STRESS !!![1]

     



[1] Dowiedziałem się też że NO STRESS praktykuje też obsługa lotniska. Odkąd się zepsuły drugie schody do wchodzenia na pokład samolotu, to jak wylądują  (lub w ogóle są) na płycie lotniska 2 samoloty to pasażerowie siedzą i czekają, zanim schody nie przestaną potrzebna w drugim samolocie…


  • Nie dość że mi napisano JAN 11 na imię..
stat