Users on-line: 1

Strona istnieje 4314 dni

Licznik Odwiedzin:
  • Droga przez wyspę
    Droga przez wyspę
  • Restauracja przydrożna
    Restauracja przydrożna
  • Z wyłowioną bryłą soli
    Z wyłowioną bryłą soli
  • Salina na wulkanie
    Salina na wulkanie
  • i jeszcze raz salina w wulkanie
    i jeszcze raz salina w wulkanie

Co jest ciekawego na Sal

Mkniemy przez wyspę Sal. Właściwie „mkniemy” nie jest dobrym określeniem, gdyż wyspa ma 30 kilometrów długości, podzielone na dwie części: od Santa Maria do lotniska jest dwupasmówka (trochę odstaje od standardów europejskich, ale dwupasmówka), a od lotniska na północ jest…. Właściwie nie ma już nic… Tego, po czym jedziemy nie sposób nawet nazwać polna drogą, jest to po prostu slalom pomiędzy leżącymi na pylistym gruncie kamieniami. Za naszym pojazdem ciągnie się spory warkocz pyłu, ale zauważam swoisty savoir-vivre: samochody z zamkniętymi oknami (np. busy i autobusy) mijają się i wyprzedzają z odkrytymi pojazdami po zawietrznej, tak żeby nie zapylić tych siedzących na pace lub w otwartym aucie.

Jedziemy zobaczyć coś osobliwego: wieczną fatamorganę. Posuwamy się przez coś, czego nawet nie wiem jak nazwać: pustynia?, suchy step?, sucha równina? – w każdym razie jak amerykanie będą wysyłali na marsa załogowa sondę to na wszelki wypadek (tak jak to się twierdzi że zrobili w przypadku lądowania na księżycu) gdyby coś nie wyszło, to mogą tu posłać ekipę w skafandrach i jeśli przy filmowaniu „astronauci” będą śmiesznie podskakiwać, to nikt się nie domyśli, że to są zdjęcia z wyspy Sal, a nie z Czerwonej Planety.

 

Jedziemy i jedziemy i w końcu zatrzymujemy się przy usypanym na gruncie kopczyku z kamieni. To jest właśnie ta osobliwość: Miejsce Z Którego Widać Fatamorganę. Wychodzimy na grunt i patrzymy na północ: RZECZYWIŚCIE JEST !!! Jak byk, widać przed nami jezioro! – którego nie ma tak w rzeczywistości…. Ponoć efekt jest powtarzalny i gwarantowany, jeśli nie widać fatamorgany firma zwraca pieniądze…

Po napatrzeniu się na te osobliwość zasuwamy dalej. Powierzchnia gruntu jest pofałdowana jak monstrualnej wielkości tarka do prania i auto jadąc wpada w rezonans, tak że zęby wystukują jakąś monotonna melodię. Już wiem, o co chodziło autorowi książki „Cena strachu” gdzie kierowcy ciężarówek wieźli nitroglicerynę i musieli przejechać przez teren o strukturze tarki do prania bez wstrząsów. Nasz kierowca ma trudniej: Polak po kilku piwach jest bardziej wrażliwy na wstrząsy od nitrogliceryny…

Ale jakoś wciąż żyjemy i już wjeżdżamy do stolicy wyspy Espargos. Przyznam, że trochę slumsów i faveli w życiu widziałem: Rio, Buenos, Colombo, że nie wspomnę o Bronxie i Powiślu… Ale te to naprawdę robią wrażenie, to trudno nawet nazwać slumsami, to wyprostowane kawałki blach po pociętych beczkach powiązane sznurkami i przymocowane do czterech żerdzi wbitych w ziemię…

Przejeżdżamy na wylot przez to całe Espargos i maxymalny kontrast uderza w oczy: stadion piłkarski. A że przepisy FIFA wymagają rozgrywania meczy na murawie, to ma on rozłożoną na powierzchni boiska sztuczną trawę. Dokładnie, od linii bocznej do linii bocznej jest zielono, a dalej znów księżycowy, czy jak kto woli marsjański pył…

Jeszcze kilka kilometrów, mijamy kościółek, pozostałość z czasów kolonialnych i jedziemy pod górkę, wzdłuż slupów prawie 200 letniej kolejki linowej. Zatrzymujemy się, wysiadamy, przed nami roztwiera się tunel, jak z Indiany Jonesa, a nad nim ta kolejka. Przechodzimy przez niego w lekkiej szaro-ciemności i po chwili zalewa nas potok słońca i bieli. Jesteśmy w kraterze nieczynnego wulkanu, a ta biel to od soli szczelnie go wypełniającej…

Wnętrze krateru leży poniżej poziomu oceanu i w jednym miejscu przesiąka woda morska. Kilka wieków temu dostrzegli to Portugalczycy i zrobili z tego biznes: uzyskiwanie soli z wody morskiej, stąd też nazwa wyspy: Sal. Zrobili irygację, podzielili krater na baseny i woda wysycha , zostaje czysta sól, ona jest wyciągana z basenu i tak z powrotem zalewamy jest basen i tak a’piać …

 

Aktualnie jest to atrakcja dla turystów, bo w tej solance można się kąpać. Są dwa baseny, jeden z solanką błotnistą, drugi z solanka już prawie krystaliczną. Wchodzę popływać, ale trzeba uważać, żeby się nie pokaleczyć o już skrystalizowaną sól, jest bardzo ostra. A z pływaniem, to też nietęgo, woda ma 26 razy większe zasolenie niż oceaniczna, (Morze Martwe wysiada, jedynie Wieliczka może podskoczyć) i jeśli chce się płynąć crawlem, to się po prostu nie da- nie sposób zanurzyć nóg w wodzie, siła wyporu utrzymuje je ponad powierzchnią. Za to fajnie jest jak się uda przyjąć pozycję pionową (a nie jest to łatwe), stoi się w wodzie wynurzonym trochę powyżej pępka… W solance kąpię się ja, jeszcze ze 4 osoby z naszej ekipy i cała wycieczka niemieckich emerytów i emerytek. Biorąc pod uwagę, że warzelnia jest wciąż czynna i sól jest produkowana jak dawniej dla Portugalczyków, to raczej się wstrzymam z kupowaniem soli w Biedronce czy  innej sieci handlowej zarządzanej przez Portugalczyków…

Ale po godzinie pławienia się, dość tej przyjemności, jedziemy dalej. Ale, kurcze, nie pójdę do samochodu cały w pancerzyku zaschniętej soli. Tuż obok warzelni jest knajpa, z prysznicami. Płatnymi, jakby kto pytał… 1 Prysznic=1 Euro. Wrzuca się żeton do automatu i prysznic rusza. A wtedy odbywa się test na spostrzegawczość, reflex i sprint. Bo żeton wrzucany u wejścia uruchamia stochastyczny prysznic, z pośród kilku wmontowanych w ścianę, a czas lania wody wynosi niecałe 20 sekund….

stat