Users on-line: 1

Strona istnieje 4314 dni

Licznik Odwiedzin:

Sinsheim, nie Sin City

Kiedyś, gdy wracałem z Holandii w gęstym deszczu, z niesprawną wycieraczką, w sznurze samochodów, 120km/h zobaczyłem obok autostrady stojącego Junkersa Ju-52. Jestem miłośnikiem historii lotnictwa do II wojny światowej, więc zdążyłem zanotować obecność tego kultowego samolotu i kolor malowania jako malowanie Lufthansy, cywilne, czerwone do 38 roku. I tyle, nawet nie miałem możliwości zanotować gdzie to było.

Tym razem przy trasie Praga-Luxemburg znów  zobaczyłem ten samolot, poznałem go po charakterystycznym czerwonym malowaniu, zakonotowałem też sobie że należy do tej rzadszej serii produkcyjnej z trzema identycznymi silnikami, a nie jak zazwyczaj z 2 identycznymi po bokach i odmiennym pośrodku…. Ale tym razem resztką sił zaznaczyłem na GPS to miejsce, jako warte odwiedzenia…. I potem wymogłem że jak będziemy wracać, to tego Junkersa, stojącego w miejscowości Sinsheim (jak zaznaczył GPS) obejrzymy. I pojechaliśmy tam. Pierwsze, co mnie rzuciło się w oczy, to ten śliczny Junkersik. Piszę „Junkersik” a nie „Junkers”, bo drugim co rzuciło mi się w gałki oczne, to było to, że stał on zaraz pod samolotem Concorde i radzieckim TU-144, naddźwiękowcami spokojnie 10 x większymi od niego i jeszcze dodatkowo stał wśród chyba z 10 innych samolotów też kilka razy od niego sporszych…. A ja, kurde, tylko Junkersa zauważałem…. I jakby mnie ktoś przesłuchiwał to po torturach i pod przysięgą bym wcześniej zeznawał, że tylko ten śliczny Junkersik, sam jeden tam stał… Po prostu pozostałe samoloty były nowsze i jako powojenne mnie nie interesowały….

Ale skoro już były, to też zwiedziliśmy je. Bo cały plac i 2 hale okazały się wspaniałym muzeum techniki. Najpierw samoloty. Były porozstawiane w powietrzu na słupach, na całkiem sporej wysokości, wchodziło się do nich po schodkach. Można było nawet zasiąść za sterami naddźwiękowego pasażera, słynnego TU -144. Zasiadłem więc i pomyślałem, że nie chciałbym być pilotem (a tym bardziej pasażerem) samolotu, który na desce rozdzielczej, wśród podstawowych przyrządów sterowania ma umieszczone 2 przyciski: jeden z nich to rozruch silników na ziemi, a drugi: rozruch silnika W POWIETRZU… Brr, wśród podstawowych….

A potem szliśmy od samolotu do samolotu, a z ostatniego z nich zjeżdżało się do hali muzealnej na tyłku, taką rynna jak w parku wodnym…fajne….

Wewnątrz hali cudeńka: samochody, zarówno te pierwsze, jak i formuła jeden, motocykle, szafy grające, czołgi, i wózki dziecięce. Większość exponatów interaktywna, można uruchomić…

No to Boguś wypatrzył czołg Pantera. Poprosił stojące dzieci aby go przepuściły (won mi stąd), wrzucił 2 euro do automatu i uruchomił czołg. Gąsienice ruszyły, wieżyczka się obróciła i chyba podświadomość musiała wziąć górę w jego zachowaniu, bo gdzie ja polazłem, tam właśnie śledziła mnie lufa, dobrze że amunicja chyba była dodatkowo płatna, bo pewnie by jej użył….

Pozazdrościłem mu, wlazłem do urządzenia sterowniczego samolotu, też 2 euro w robocie i już mogłem nim sterować, kiwać skrzydłami, wykonywać zakręty, nurkowania i wzloty… Ale jednak zazdrościłem Bogusiowi, bo on skubaniec czołgiem jeździł, a ja tylko samolotem…

A nam obu pozazdrościł jakiś stateczny ojciec krzyżackiej rodziny. Szedł ze swoim bardzo nieletnim synkiem i zobaczył że Polacy szastają pieniędzmi na rozrywkę, więc nie chciał być gorszy od nas, odżałował eurasa i wrzucił do skrzyneczki i uruchomił LOKOMOTYWE !

Lokomotywa sapnęła, gwizdnęła, para buch, koła w ruch! A synek Krzyżaka, jak to zobaczył wrzasnął, kwiknął, dostał odjazdu, wyrwał się ojcu, poszedł w dłuuuuugą, a ten ruszył w pogoń za nim, ale mały takiego szwungu dostał, że złapany został dopiero na placu przed muzeum…. No cóż, nie zawsze zbytni realizm jest wskazany….

stat