Users on-line: 1

Strona istnieje 4314 dni

Licznik Odwiedzin:

W szponach parkingu

Odcinek 1: w szponach parkingu

Luxemburg. 1 maja. Święto klasy robotniczej. Jedziemy zwiedzać katedrę w Echternach. Starą i zabytkową. Wjeżdżamy do prawie pustego miasta i nie wiadomo po co szukamy parkingu podziemnego. I znajdujemy. I to zupełnie pusty. Bierzemy bilety wjazdowe. Zostawiamy auta. Szukamy katedry. Pytamy staruszki o katedrę. Pokazuje nam w którą stronę należy iść. A nam się wydaje że w przeciwną. Ale staruszka się upiera przy swoim. I sprawdza czy na pewno idziemy za jej wskazówkami. W końcu Żona Bogusia nie wytrzymuje: Niech jeden sprawdza, czy staruszka patrzy, a reszta chodu  w przeciwną…. Rady babci wywiodły nas jednak w pole i musimy wracać, a że droga do katedry prowadzi znów koło parkingu, to kobiety (7 sztuk) idą do Kirche, a mężczyźni po auta. I kobiety na tym lepiej wyszły.

Wchodzimy z Bogusiem na pusty parking i szukamy automatu, gdzieżby zapłacić. NIE MA. Szukamy obsługi. NIE MA. Szukamy kogokolwiek. NIE MA. I jesteśmy na pustym parkingu z 2-ma autami, 2-ma biletami i bez pomysłu jak wyjechać. Jeździmy w kółko po podziemiach, wyjazd zamknięty i znikąd nadziei. Kompletna pustka. Boguś za kierownicą swojego autka, ja proponuję rozwiązanie siłowe: podniosę szlaban, on po gazie, a potem zrobimy na abarot.. Ale szlaban jest silniejszy ode mnie. Podjeżdżamy pod wjazd. Plan taki: ja pobiorę bilet na wjeździe, a Boguś pod prąd da szpule! Ale i tu Polaków przewidzieli: bez nacisku samochodu na podłoże bilet nie zostanie wydany i szlaban się nie podniesie… Kończą się pomysły. Żony z dziećmi pod katedrą, a my z autami na parkingu bez wyjazdu… Hmmm, dostanie się nam od kobit…

Zostawiamy auta i idziemy szukać pomocy. Ulice puste, ale znajdujemy tubylca i on nam tłumaczy: to gdzie stoimy, to parking sklepowy. A sklep nieczynny. Jak będzie czynny, to wyjazd zostanie otworzony. A sklep będzie czynny niedługo. Konkretnie to jutro rano…

Ręce nam opadły z szelestem…. Tubylec radzi iść nam do doktora, ale nie z powodu opadłych rąk, tylko dlatego że w gabinecie lekarskim w recepcji też są żetony otwierające parking.. Dziękujemy mu serdecznie. Ale u lekarza też zamknięte. 1 Maja to 1 Maja !!!

Jeśli zaraz nie dołączymy do Małżonek, to już  nie żyjemy… W desperacji chodzimy od domu do domu i dzwonimy do domofonów… Nikt nie odbiera…

Odchodzimy już od ostatnich drzwi, gdy nagle słyszymy: Łi?

Boguś zerwał się do domofonu i z nadzieją: Do You speak English?

Na co usłyszeliśmy: No !

Załamałem  się. Ale Boguś nie: wygłasza długą przemowę do kratki domofonu wyjaśniającą sytuację. Odpowiedziała nam długa cisza, ale po niej kratka przemówiła: PARKING?

Łi, Łi, parking, parking !!! – ucieszył się Boguś i drzwi się otworzyły, wyszła przemiła pani, która poszła z nami i ten parking otworzyła.

 

Uradowani zapaliliśmy silniki i ruszyliśmy tak na oko w stronę gdzie powinna być katedra. Wjechaliśmy w stare miasto. Ulica oznaczona że ślepa. Ale przemiły luxemburski staruszek pokazuje żeby się nie przejmować i jednak jechać. I robimy tak, bo już po chwili nie mamy wyboru: ulica staje się tak wąska, że po obu stronach ocieramy się lusterkami o mury i zawrócić nie ma szans. Jedziemy dalej. Wjeżdżamy na deptak z surowym zakazem wjazdu i powolutku jedziemy slalomem jeden za drugim pomiędzy stolikami kawiarnianymi i siedzącymi na krzesełkach statecznymi luxemburczykami. Po chwili sytuacja się znacznie poprawia, bo nie jedziemy już na zakazie ruchu, tylko normalnie, pod prąd na jednokierunkowej. Wjeżdżamy na jakieś puste podwórko i zostawiamy tam auta. Znajdujemy nasze Żony i dzieciątka i rezygnując z oglądania ogrodów klasztornych zaganiamy ich do autek. A przy pojazdach stoi sympatyczny luxemburski staruszek i czystą luxemburszcyzną mówi do nas: RAUS!!!! PRIVATE!!! RAUUUUUS!!!! (co też z radością uczyniliśmy)

 

KONIEC ODCINKA PIERWSZEGO (następne będą krótsze i weselsze)

stat