Users on-line: 1

Strona istnieje 4314 dni

Licznik Odwiedzin:
  •  przymierzyłem, ale nie pasował….
    przymierzyłem, ale nie pasował….
  • Który to Sasza????
    Który to Sasza????

Mundur

Kolejne dni łazęgi. Wyłazimy na fajną górkę, która nazywa się adekwatnie do tego, co robi z nami: górka nazywa się Menczył. A zapamiętam ją nie tylko z powodu nazwy, ale z wiszącego na kołku w połowie podejścia munduru już historycznego w tych okolicach, z lat 90-tych szeregowca Sowietskoj Armii. Wisiał sobie dostojnie na kołku przy ścieżce. I straszył kompletnymi oznaczeniami i pagonami...    A druga sprawa, to na szczycie połoniny pomiędzy Menczyłem a Menczył Koniec znajdują sie trzy rury fi co najmniej 1,5 metra, długości z 8 metrów I grubości ścianki ze 2 cm... Trochę nas to znalezisko zdumiewa, ale przypominamy sobie, że w dolinie jest tama z elektrownią wodną powstała jeszcze za sowietów. I to pewnie jakiś skacowany pilot ruskiego helikoptera przy dostawie pomylił na mapie górkę z dolinką. I potem głupio mu było sie przyznać... Idziemy też na wyjście, które miało być wyjściem emeryckim, i takim w zasadzie było, bo szło sie w zasadzie po szczytach, tak jak obiecano. Z tym że na odprawie nie wspomniano o jednym, jedynym, ale za to kilerskim podejściu 550 metrów, prawie że na czworakach korytem strumyczka... Szło mi nieźle z tym podejściem, chociaż to już był kolejny, czwarty dzień naszej wędrówki i miałem prawo być zmęczony… Szedłem w górę, podpierałem się kijaszkiem ułamanym w dolince i pełen optymizmu pokonywałem to mordercze podejście, dumnym będąc z własnej kondycji. Nawet udało mi się dogonić Włodzia, który jak pamiętamy jest żwawym 75-cio latkiem….Dogoniłem go, zrównałem się z nim, a wtedy Włodziu, rozpromienił się, że ma w końcu komu coś poopowiadać, bo dotąd nikomu nie udał się go dogonić- Wiesz, to podejście jest takie samo, jak ta górka, na której w tamtym roku uczęszczałem na kurs snowbordowy…. Tylko, ze tam to było ciężko, bo trzeba było podchodzić kilka razy dziennie i to jeszcze po śniegu…. I wtedy się pierwszy raz podłamałem…Ale w końcu, ciężko łapiąc szeroko otwartymi ustami powietrze dotarłem na szczyt….I z taką otwartą gębą już zostałem…No, bo jak można nie stać z otwartą gębą, widząc, że jedna z naszych, Małgosia spokojnie otwiera plecaczek, wyciąga spodeczek, misterną filiżaneczkę, termosik i spokojnie, z gracją i wdziękiem nasypuje sobie łyżeczkę proszku, zalewa wodą i robi aromatyczną kawusię z mleczkiem…. Podłamałem się po raz drugi, bo ja dla oszczędności wagi nie załadowałem w plecak nawet zwykłego kubka…Idziemy dalej. Wspaniała pogoda, wszystkie kolory jesieni… Górskie polany obfitują w grzyby: borowiki i kozaki o czapkach powyżej 25 cm średnicy – Jesteśmy za blisko Czarnobyla – pomyślałem… Oprócz borowików i kozaków rosły też kanie o średnicach sporo większych niż patelnia, ale ich wolałem nie zauważać. Pamiętałem o zasadach współpracy z Saszą. I jeszcze bardziej pamiętałem o konsekwencjach ich naruszenia...
stat