Users on-line: 1

Strona istnieje 4314 dni

Licznik Odwiedzin:
  • pierwoj kłass w szoferce, wtoroj kłass na pace, posliednij pobiegnie za nami
    pierwoj kłass w szoferce, wtoroj kłass na pace, posliednij pobiegnie za nami

Dzisiaj wybieramy się na Jasnowiec. Taka sobie górka.

Dzisiaj wybieramy się na Jasnowiec. Taka sobie górka. Plan jest prosty: dolinką, 12 kilosów, a potem pionowo w góre, to juz jest proste, bo tego pionowego niecałe 800 metrów.. A potem połoninką z powrotem te 12 km i na pysk w dół...Ale w ostatniej chwili drobna zmiana planu: Witek, nasz stürmbahnführer dogaduje się z kierowcą ciężarówki terenowej, zwanej tu gruzawikiem - za stówe podwiezie nas do końca doliny. A że w większości trasy niema drogi? -to nic, pojedziemy korytem rzeki, dla takiego czołgu tutejsze rzeki są przejezdne....

 Pakujemy się na pakę i trzymamy się burt i  ruszamy. Rzeczywiście, w połowie trasy droga zanika i wjeżdżamy w rzekę. Woda juz prawie przykrywa koła, gdy nagle zatrzymujemy się. Z szoferki wychyla się głowa kierowcy i pada pytanie: - a ta umówiona stówa, to w dolarach, nie? Co prawda, jak Witek dogadywał kurs to myślał o hrywnach, i mimo iż w zaistniałej sytuacji jest skłonny zgodzić się na złotówki, to większość z nas, po rozglądnięciu wokół, po falach kopie go w kostki i Witek pospiesznie przytakuje, ze oczywiście o niczym innym nie myślał jak o dolarach, i to jeszcze wyłącznie amerykańskich, żeby kierowca nie pomyślał, ze kanadyjskimi chcemy go zbyć…Ruszamy dalej. - Frajer z niego - syczy Wituś -w tym miejscu rzeki na euro też byśmy się zgodzili....A gdy po kilku minutach, gdy już koła całe zanurzone, gdy już część z nas wychylała się przez burty, bo od kiwania i widoku wody dostała choroby morskiej zaczynamy zwalniać….. I jestem pewien, że znów zobaczę twarz gruzowikowego, który zapyta czy ta stówa dolarów to od łebka... I wiem ze jak takie pytanie padnie, to zginę niechybnie w spienionym nurcie, bo syczący w kieszeni wąż nie pozwoli zostać na pace i każe mi wysiadać, ale szczęśliwie dla mnie zwolnienie biegu było tylko po to, żeby kierowca mógł w końcu włączyć biegi terenowe...Wyjeżdżamy z rzeki, po wykrotach i dziurach i oto jesteśmy na końcu dolinki, wygrużamy się z auta. W samą już porę, bo mięśnie już zdrętwiały od trzymania się burty...Sasza pyta: gdzie ten gościu, co pytał o prędkość spadania krowy?Usiłowałem się ukryć ale:-O, jesteś, dziś idziesz koło mnie - ucieszył się wyraźnieRuszyliśmy w górę Saszynym tempem... Mimo, iż w dolinie było chłodno, już po 2 minutach zrobiło mi się ciepławo.._________Stirlitz podążał za Saszą pod górę. Już pod dwóch minutach zrobiło mu się gorąco, spocił się i rozpiął mundur..-  inwersja temperatury - pomyślał Stirlitz....
stat