Users on-line: 1

Strona istnieje 4314 dni

Licznik Odwiedzin:
  • a wilno sobie lezy u moich stóp...
    a wilno sobie lezy u moich stóp...
  • od prawej: Ostra Brama, Jacek, ja
    od prawej: Ostra Brama, Jacek, ja
  • od prawej: Ostra Brama, bez Jacka, beze mnie
    od prawej: Ostra Brama, bez Jacka, beze mnie
  • i wewnątrz Ostrej Bramy....
    i wewnątrz Ostrej Bramy....
  • a po nocy przychodzi dzien, a po winie spokój...
    a po nocy przychodzi dzien, a po winie spokój...

home vine i inne wilno stories

Po południu jedziemy do Wilna, w kilka samochodów. I jakoś takoś nie dogadaliśmy się, ze nasze auto ląduje w parku i wspinamy się stromym podejściem na Górę z Krzyżami skąd widok na Wilno wspaniały, a cała reszta zupełnie gdzie indziej. Bartek, nasz kierowca, dzwoni do kolegi z drugiego auta, gdzie oni są – tamten podaje mu nazwę ulicy, ja wpisuje do GPS – kurde, daleko od nas, na piechotę nie da rady, więc zabieramy auto z zapłaconego już parkingu i jedziemy pod podany adres. Jakieś przedmieścia, ani śladu żadnego lokalu gdzie się umówiliśmy. Zawracamy, jeszcze raz po całej uliczce. I jeszcze raz… Ale w końcu trzeba znów skorzystać z usług roamingu i zadzwonić do reszty ekipy, gdzie są. Kolega dokładnie opisuje miejsce gdzie na nas czekają, a my twierdzimy ze na tej ulicy nic takiego się nie znajduje, trzy razy ją przejechaliśmy, znamy na pamięć. Żądamy przeliterowania nazwy ulicy- i już wiemy o co chodzi – jedna literka różnicy –prawie tak jak w Polsce: Ulica Krasińskiego i Ulica Krasickiego… A do tej gdzie mamy się spotkać to będzie jeszcze 12 km – w przeciwną stronę niż jechaliśmy….

Jakoś się w końcu spotykamy i chociaż troszkę chcemy tego Wilna skosztować. Na początek bez trudu znajdujemy Tą „co w Ostrej świeci Bramie, co gród zamkowy ochrania z jego wiernym ludem, co Mickiewicza jako dziecko do zdrowia powraca cudem (gdy od płaczącej matki pod Jej opiekę ofiarowany martwą podniósł powiekę)….  

Rzeczywiście Cudowny Obraz jest już z ulicy widoczny, ale trzeba przejść korytarzem kościelnym wzdłuż ulicy, wspiąć się na schody aby móc przyklęknąć przed Jej obliczem…

Chwila zadumy i modlitwy i idziemy na dalszą część zwiedzania. Jakiaś tablica gdzie coś o Mickiewiczu pisze (ciekawe czy o tym samym, bo tablica jest po litewsku). Oglądamy cerkiew z pięknym ikonostasem, wychodzimy z niej a tu zbliża się nawała chmur…. Zapowiada się, ze pokropi coś, więc chowamy się w jakimś lokalu, czekając na przejście burzy i widzę przy barze ofertę dnia: HOME VINE…  Litewskie wino domowe????  - takiego czegoś jeszcze nie piłem, upewniam się przy barze : HOME ??? – na pewno HOME?

Dostałem potwierdzenie, więc zamówiliśmy po lampce…. Dobre, takie słodkawe….

Więc ponieważ wszystkim posmakowało zamawiamy cała butelkę. Kelnerka przynosi i otwiera…

Przyglądam się etykietce, a na niej pisze: Made in Portugal….

Od razu do kelnerki: Przecież Pani mówiła ze to jest WINO DOMOWE, HOME VINE, więc dlaczego tu pisze: PORTUGAL ??????

A ona na to spokojnie: Bo my, tu na Litwie na wino portugalskie mówimy HOME WINE…[1]

-----------------------------------



[1] To portugalskie HOME VINE pewnie mocne było, bo jak wyszliśmy z knajpy to wydawało mi się, ze wszędzie widzę leżące na drodze gałęzie. Ale to jednak nie był efekt wina, tylko ta burza przed którą schroniliśmy się przyniosła wielkie straty i zniszczenia w 15 minut połamała ileś tam drzew i zniszczyła kilka domów….

stat