- a wilno sobie lezy u moich stóp...
- od prawej: Ostra Brama, Jacek, ja
- od prawej: Ostra Brama, bez Jacka, beze mnie
- i wewnątrz Ostrej Bramy....
- a po nocy przychodzi dzien, a po winie spokój...
home vine i inne wilno stories
Po południu jedziemy do Wilna, w kilka samochodów. I jakoś takoś nie dogadaliśmy się, ze nasze auto ląduje w parku i wspinamy się stromym podejściem na Górę z Krzyżami skąd widok na Wilno wspaniały, a cała reszta zupełnie gdzie indziej. Bartek, nasz kierowca, dzwoni do kolegi z drugiego auta, gdzie oni są – tamten podaje mu nazwę ulicy, ja wpisuje do GPS – kurde, daleko od nas, na piechotę nie da rady, więc zabieramy auto z zapłaconego już parkingu i jedziemy pod podany adres. Jakieś przedmieścia, ani śladu żadnego lokalu gdzie się umówiliśmy. Zawracamy, jeszcze raz po całej uliczce. I jeszcze raz… Ale w końcu trzeba znów skorzystać z usług roamingu i zadzwonić do reszty ekipy, gdzie są. Kolega dokładnie opisuje miejsce gdzie na nas czekają, a my twierdzimy ze na tej ulicy nic takiego się nie znajduje, trzy razy ją przejechaliśmy, znamy na pamięć. Żądamy przeliterowania nazwy ulicy- i już wiemy o co chodzi – jedna literka różnicy –prawie tak jak w Polsce: Ulica Krasińskiego i Ulica Krasickiego… A do tej gdzie mamy się spotkać to będzie jeszcze 12 km – w przeciwną stronę niż jechaliśmy….
Jakoś się w końcu spotykamy i chociaż troszkę chcemy tego Wilna skosztować. Na początek bez trudu znajdujemy Tą „co w Ostrej świeci Bramie, co gród zamkowy ochrania z jego wiernym ludem, co Mickiewicza jako dziecko do zdrowia powraca cudem (gdy od płaczącej matki pod Jej opiekę ofiarowany martwą podniósł powiekę)….
Rzeczywiście Cudowny Obraz jest już z ulicy widoczny, ale trzeba przejść korytarzem kościelnym wzdłuż ulicy, wspiąć się na schody aby móc przyklęknąć przed Jej obliczem…
Chwila zadumy i modlitwy i idziemy na dalszą część zwiedzania. Jakiaś tablica gdzie coś o Mickiewiczu pisze (ciekawe czy o tym samym, bo tablica jest po litewsku). Oglądamy cerkiew z pięknym ikonostasem, wychodzimy z niej a tu zbliża się nawała chmur…. Zapowiada się, ze pokropi coś, więc chowamy się w jakimś lokalu, czekając na przejście burzy i widzę przy barze ofertę dnia: HOME VINE… Litewskie wino domowe???? - takiego czegoś jeszcze nie piłem, upewniam się przy barze : HOME ??? – na pewno HOME?
Dostałem potwierdzenie, więc zamówiliśmy po lampce…. Dobre, takie słodkawe….
Więc ponieważ wszystkim posmakowało zamawiamy cała butelkę. Kelnerka przynosi i otwiera…
Przyglądam się etykietce, a na niej pisze: Made in Portugal….
Od razu do kelnerki: Przecież Pani mówiła ze to jest WINO DOMOWE, HOME VINE, więc dlaczego tu pisze: PORTUGAL ??????
A ona na to spokojnie: Bo my, tu na Litwie na wino portugalskie mówimy HOME WINE…[1]
-----------------------------------
[1] To portugalskie HOME VINE pewnie mocne było, bo jak wyszliśmy z knajpy to wydawało mi się, ze wszędzie widzę leżące na drodze gałęzie. Ale to jednak nie był efekt wina, tylko ta burza przed którą schroniliśmy się przyniosła wielkie straty i zniszczenia w 15 minut połamała ileś tam drzew i zniszczyła kilka domów….