Users on-line: 1

Strona istnieje 4314 dni

Licznik Odwiedzin:

KKK (Kasia, kasza, króliki)

W znanym ze zdrowych produktów młynie w Rudniku (podam adres bo warto to miejsce odwiedzić, a chociaż przeczytać historie młyna: http://www.mlynkasz.webd.pl/index.php?id=historia - zaznaczam ze nie jestem związany z nimi w żaden sposób)nabyłem drogą kupna kaszę gryczaną. Taką prawdziwą, wiejską, prosto z lokalnego przetwórstwa, zdrową, ekologiczną.

I zażądałem w domu od Żony przygotowania jej do spożycia…

I Żona (bodajże pierwszy raz w życiu) zabrała się za gotowanie tejże superekologicznej kaszy, jakże innej w obróbce (jak się okazało) od sklepowej…

Już po chwili od rozpoczęcia działań nad nią, kasza zaczęła niebezpiecznie puchnąć… przekładanie do coraz większego garnka nic nie pomagało, bo kasza każdy kolejny garnek szczelnie wypełniała…

Więc moja Żona przypomniała sobie, że jej Babcia to zamiast dalej gotować wkładała jagłę tudzież grykę pod pierzynę, aby tam do siebie doszła (Gryka, nie Babcia). Takoż i moja najśliczniejsza uczyniła, ale ponieważ do naszej sypialni daleko było, poszła do pokoju Kaśki i tam pod kołdrę kaszę wepchnęła…

A wykończona gotowaniem padła jak przecinek, to spać udała się, o kaszy zapominając…

Wraca córeczka, Kasiunia z 3 dniowego wyjazdu, myje się i również na wypoczynek udać się pragnie, pod kołdrę wskakuje, a tu coś w stópki grzeje… Zagląda Kasiunia pod kołderkę, a tu GARNEK Z KASZĄ…

Idzie dziecina pani matki spytać, co to takiego (cóż, ona nie zna metody z wygrzewaniem podkołdrowym) ale pani matka śpi i nie kontaktowa jest… Ale chęć spania u Kasi spora, więc szarpie matule za ramię i pyta grzecznie co z kaszą (gryczaną) zrobić… Iwonka moja otwiera oko, i wydaje polecenie:

- aaaaa, kasza? – daj królikom…

Mama każe - Kasia słucha, łapie garnek, ale nawet w najbardziej posłusznym dziecku (a co dopiero w Kaśce) budzą się wątpliwości i drepcze do mamy:

- Mamo, ale my NIE MAMY KRÓLIKÓW!

- Iwona powtórnie obudzona dalej jest nieprzytomna i pyta nie bardzo łapiąc: - Jakich królików nie mamy?

- ŻADNYCH królików nie mamy, ŻADNYCH!!! – cierpliwość Kasi jest podziwu godna – i nigdy królików nie mieliśmy… Co więc zrobić z kaszą?

- A, z kaszą?- Żonie wraca świadomość – daj ja tam, gdzie zwykle dajemy kaszę!

Tym razem Córunia nie dała się spławić – Mamo, ale nigdy do tej pory nie miałam kaszy w łóżku i dopotąd kaszy i nigdzie nie chowaliśmy!

Nie chowamy kaszy? – zdumiewa się Żona- no to teraz schowaj ją, tam, no wiesz, tam, tam…

I Moja Najdroższa odmówiła jakiejkolwiek współpracy odwracając się na drugi bok i więcej się od niej nie dowiedziała się Kasia,  i tylko stała z garnkiem w ręku. Kaszę więc wyniosła na pole (dla ludzi spoza regionu rzeszowskiego: wyniosła na dwór) i nie była pewna, czy dobrze zrobiła, bo się zastanawiała, czy określenia tam-tam jest Iwoninym oznaczeniem miejsca, a nie przypadkiem murzyńskiego instrumentu ludowego…

 

 

stat