Users on-line: 1

Strona istnieje 4314 dni

Licznik Odwiedzin:
  • pokazali nam, gdzie wpłyniemy...
    pokazali nam, gdzie wpłyniemy...
  • wpłynęliśmy....
    wpłynęliśmy....
  • jednak sie nam podobało...
    jednak sie nam podobało...

Zielono i mokro


Jesteśmy dokładnie na granicy trzech państw: Brazylii, Argentyny, Paragwaju. Indianie nazywają to miejsce „Tam gdzie rodzą się chmury”. I rzeczywiście, w powietrzu unosi się pył wodny powstały z rozbijającej się wody. To tu 1320-to kilometrowa rzeka Iguaccu spada z wysokości 72 metrów poprzez prawie 300 wodospadów (a tak dokładnie to 21 większych i około 250 mniejszych). Wodospady przewalają 2,5 raza więcej wody niż Niagara i rozlewają się na łuku ponad 2 i pół kilometra. Potężny huk wodospadów słychać już z daleka, a słup pyłu wodnego widać z daleka. Znajomy Polak, misjonarz Saletyn mieszkający tutaj mówi, że do dudnienia wodospadu już przywykł, natomiast zawsze ma kłopoty z suszeniem ciuchów po praniu....

Jedziemy oglądać dzisiaj tę osobliwość przyrody z bliska. Wczoraj podpływaliśmy pod nie od spodu, a dzisiaj podejdziemy do stóp na piechtę. Marta kupuje wejściówki, dzisiaj na koszulki naklejają nam samoprzylepne naklejki z uśmiechniętą małpą. I już po chwili przed naszymi oczyma roztacza się przecudny widok. Niech Niagara się schowa. Niagara to szara dziura, w której znikają tony wody. A tu oprócz szarej wody i szarej skały jest jeszcze dżungla. Soczysta, zielona dżungla. Poprzetykana po brzegach nitkami wodospadów. Białych wodospadów, bo woda się kłębi i rozbija na wystających skałkach tworząc śnieżnobiałą kipiel. I oprócz tych nitek i sznureczków wody widać jej główne nurty. W nich woda spada dwoma kaskadami, najpierw kłębi się na pierwszym stopniu, potem opada niżej. Teraz widzę, że chyba trudno było znaleźć piękniejsze plenery do filmu. Bo to właśnie tu, na tym terenie kręcono wielokrotnie nagradzany film „Misja”, tutaj znajdowała się misja o. Sebastiana, po tych wodospadach wspinał się w ramach własnej pokuty nawrócony żołnierz Mendoza Jorge.... Robimy pamiątkowe fotki z odległości, potem brzegowymi ścieżkami podchodzimy bliżej. Otacza nas las tropikalny, w którym toczy się życie. Oswojone ostronosy łaszą się usiłując wyżebrać coś do jedzenia i w większości przypadków udaje im się to. W zaroślach świerszcze i cykady usiłują zagłuszyć wodospad i także chwilami im się to udaje. I w końcu jesteśmy u stóp pierwszej katarakty. Wąski, betonowy pomost prowadzi nad skraj przepaści, powyżej przelewa się woda, z łoskotem i grzmotem kotłuje się i spada niżej... Wrażenie ogromne, huk, łoskot, biel kipieli i jakby wewnątrz tych przerażających sił natury unosi się łagodząca nastrój wszechobecna tęcza. Wszechobecna, bo gdziekolwiek staniemy i gdziekolwiek popatrzymy to zobaczymy ją w kropelkach wody unoszącej się z wodospadu. Spoglądamy w dół, gdzie (tak jak my wczoraj) w kipiel wpływa łódź z turystami, niknie przytłoczona masami wody i gdy już wydaje się że już po nich, ukazuje się cała i nienaruszona...

Nie możemy oderwać wzroku od tej mieszaniny zieleni dżungli, bieli wody, czerni i szarości skał, ale widok zegarka sugeruje że już sporo przekroczyliśmy czas przeznaczony na Cataractas do Iguaccu. Jeszce tylko pospieszne przejście przez sklep z pamiątkami, gdzie okazuje się że naczynie do jerba mate i rurkę do jej picia można tu kupić taniej niż w ulicznym sklepie w którym kupiłem to rano i zabieramy się stąd. Przed samym opuszczeniem parku jeden z kolegów (chyba zbyt oszołomiony wrażeniami) koniecznie pragnie, aby przewodniczka przetłumaczyła mu napis „Cataractas do Iguaçu” z tej plakietki z małpą, którą nam nalepiono przy wejściu. Marta patrzy na niego jak na nie całkiem rozgarniętego, ale klient nasz pan, więc wczytuje się w napis i w końcu powoli ważąc słowa odszyfrowuje: Wiesz, tego tak dokładnie nie da się przetłumaczyć, ale w miejscowym slangu oznacza to mniej-więcej: RYĆKAŁEM TĄ MAŁPĘ!!!W autokarze wiozącym nas na lotnisko siedzący przede mną Walek dziwnie się zachowuje. A to pogłaska się po nodze (lubieżnik i narcyz), a to westchnie głęboko, a to zacznie się wiercić. Nie wytrzymuję i pytam: Co się tak wiercisz, wsza Cię ugryzła, czy co?

- Wsza to nie, ale pajączek-tak.... odpowiada Walek i pokazuje prawą nogę. Jest czerwona i cała spuchnięta – łaził po mnie, strzepnąłem go, a on, bydlak ugryzł mnie w nogę. O, taki był wielki – i pokazuje paznokieć małego palca u ręki. Ze współczuciem oglądamy efekt tej potyczki pajączka – Dawida z Walkiem Goliatem. Noga puchnie dalej, po dojechaniu na lotnisko Walek już ledwo chodzi. Marta zabiera go na punkt pomocy medycznej. Po dłuższej chwili qmpel wraca z zabiegowego. Lekarz stwierdził silny stan zapalny nogi.

- Wiecie, lekarz oglądnął nogę, wysłuchał mojej opowieści o pajączku, stwierdził reakcję alergiczną na jego jad i władował mi taaaaką strzykawą zastrzyk w pośladek – brzmi jego relacja

- I co pomogło? – dopytujemy się ciekawie

- Eee, gdzie tam pomogło.... Przedtem to nie mogłem chodzić, a teraz po tym zastrzyku to jeszcze siedzieć nie mogę – biadoli nasz kumpel Walenty

 

I to będzie tyle o tych wodospadach. Ciągle nie wiem jak to się pisze po polsku. Po brazylijsku pisze się Iguaçu. Po naszemu spotkałem formy Iguaccu (i taką stosuję) oraz Iguassu.


  • wodospadzik
stat