Users on-line: 1

Strona istnieje 4314 dni

Licznik Odwiedzin:
  • normalny czlowiek (dorosły) nie zjeżdża w kopalni na tyłku...
    normalny czlowiek (dorosły) nie zjeżdża w kopalni na tyłku...
  • ks. Rysiu i some of Zacharas
    ks. Rysiu i some of Zacharas
  • i jestem z Zuzinkiem Bąbelkiem w kopalni...
    i jestem z Zuzinkiem Bąbelkiem w kopalni...

Zelandia, part one, przez czeską Pragę....

Odnowiła mi się stara kontuzja….

No, bo normalny człowiek jeśli jedzie z rodziną na wypoczynek to jedzie, a nie zmusza ich do zwiedzania wszystkiego po drodze, a na pewno już nie kopalni złota. A jeśli już zwiedza jakieś kopalnie to na pewno nie zjeżdża w zjeżdżalniach przeznaczonych dla dzieci. A jeśli już zjeżdża, to statecznie i z umiarem dawkując prędkość. A nie na przepadło, pełnym gazem i nie dziwota, że znów dorobiłem się siniaków na tyłku. A dopiero tyłek przestał bolec po obiciu po jeździe na segwayu… A spróbujcie jechać z poobijanym tyłkiem jeszcze 1200 km…

No bo cała rodzinką (model 2+4) jedziemy na Zelandie. Dodam, że normalną Zelandie, a nie na Nową Zelandie. Mógłbym powiedzieć normalnie, że jedziemy na wakacje do Holandii, (bo Zelandia – Zeeland – „Morski Ląd” – jest wyspą na końcu tego kraju), ale Zelandia brzmi bardziej egzotycznie i mało kto wie, gdzie to naprawdę leży.

 

Oczywiście wyjazd na zachód bez wstąpienia do księdza Rysia pod Pragę byłby wyjazdem nieważnym, więc i tym razem to robimy. Jako łasuchy, ja z najstarszą latoroślą (Anią) planujemy po przyjeździe do Rysia zrobić ucztę lodową i jedziemy do marketu kupić lody. Wybieramy parę paczek, ale nie poszło dobrze- 2 paczki lodów nam pękły. I to akurat kawowe i kakaowe. I lody się zaczęły rozpuszczać… Anka najpierw wychapała ręce lodami. Potem na czarnokawowo bluzkę, a na brązowokakaowo sukienkę. A mieszanką czarnokawowobrązowokakaowo wyciapała wnętrze samochodu. Siedzenia i deskę rozdzielczą. Podłogi też nie pominęła. Zakazałem się jej ruszać i dojechaliśmy na plebanię. Chciałem jej pomóc wyciągnąć lody i wysmarowałem sobie ręce na słodko i zaczęły się do mnie pszczoły zlatywać. Ale w końcu weszliśmy do księżej kuchni i chciałem, chociaż na chwilę przymrozić ciapę-rapę, w którą się zmienił nasz zakup, otworzyłem zamrażarkę, a ona z góry do dołu zapchana…… LODAMI!!!!  Pytam ks. Rysia skąd mają całą zamrażarkę lodów, ale ten wzruszył ramionami, że nic na ten temat nie wie, bo go chwile nie było, był w Polsce, ale w czasie jego urlopu ks. Jacek chyba coś chrzcił, bodajże dzieciątko właściciela miejscowej cukierni, ale szczegółów nie zna….

Nasze lody zostały w lodówce na plebani, a my w dalszą drogę.

Po 1500km jesteśmy w końcu na tej Zelandii. Meldujemy się w naszym M.P. (miejsce postoju), uroczy zameczek, miejscowość Serkosee, w samym centrum wyspy. Rozkładamy nasze ciuchy w pokojach i żądni zwiedzania biegniemy do gospodarza pałacyku zapytać: CO TU JEST DO ZWIEDZANIA?

- No, tu, na Zelandii, chodzi się na plażę, więc polecam wyjazd na plażę, do niej jest 5 kilometrów….

- A w którą stronę? – pytam dociekliwie

- A w dowolną stronę, jesteśmy na wyspie….

 

stat