Users on-line: 1

Strona istnieje 4314 dni

Licznik Odwiedzin:

Zanim wyjechałem, mile złego początki

Radiowóz zwinął mnie zanim jeszcze uszedłem 500 metrów od domu. Natknąłem się na nich na mostku przez pobliską rzeczkę. Podjechali i bez zbędnej dyskusji wskazano mi tylne siedzenie niebiesko pomalowanego poloneza z białym paskiem namalowanym na karoserii. Policjant zatrzasnął drzwi, a ja zauważyłem, że nie dadzą się one od środka otworzyć. Kierowca radiowozu, oddzielony ode mnie plastikowa przesłoną popatrzył na mnie z lekkim politowaniem i powiedział do kolegi: Jedziemy z nim na Miejską. A do mnie rzucił: Fajnie się panu dzień zaczął, 4.20 rano, a pan już w radiowozie...

No i siedziałem na tym tylnim siedzeniu. Gdybym miał natchnienie literackie to bym opisał: mknęliśmy wysmukłym pojazdem przez szeroko otwarte ulice naszego grodu, ale rzeczywistość skrzeczała: wlekliśmy się trzęsącym polonezem z wybitymi amortyzatorami i piszczącym zawieszeniem przez wymarłe ulice, bez słów, bo o czym tu gadać z gliniarzami na służbie... Poprawiłem się na niewygodnym siedzeniu i pomyślałem, że gdybym ja takimi samochodami kazał jeździć w naszym serwisie wywołałoby to ogólny bunt pracowników i prawdopodobnie masowe zwolnienia wszystkich kierowców w naszej firmie, no bo raczej żyłki samobójczej to oni nie mają. Ale póki co – zbliżaliśmy się w milczeniu (nie licząc zgrzytów w tylnim zawieszeniu) do komendy miejskiej policji. Zza zakrętu wyłonił się gmach komendy i pomyślałem sobie, że prędko to ja chyba do domu nie wrócę. Moja nieobecność w chałupie pewnie chwile potrwa. No bo wyjazd był zaplanowany na 5 dni, a ja jechałem do Rumunii na spotkanie I.P.A. (Międzynarodowego Stowarzyszenia Policjantów) jako mający pomóc w kontaktach w języku zagranicznym – angielskim. I dlatego, jako szczególnie cennemu dla ekipy, żeby mieć pewność że się w ostatniej chwili nie rozmyślę – przysłano po mnie radiowóz aby przywiózł mnie na miejsce zbiórki. A skąd się w ogóle wziąłem w tym towarzystwie? Po prostu w składzie policyjnej delegacji nie było nikogo, komu chciałoby się porozumieć po angielsku (a tym bardziej po rumuńsku) więc – jak twierdzi moja Zona – sięgnięto po szeregi TW (Tajnych Współpracowników) i wyłoniono mnie... A tak na prawdę to prowadziłem dla I.P.A. korespondencję w sprawie wyjazdu i jak się kapnąłem, że oni znają angielski jeszcze gorzej ode mnie (ci, którzy mnie znają wykrzykną w tym miejscu: NIEMOŻLIWE!!) to się zgodziłem i właśnie stałem na chodniku przed komendą....

Była 4.35, wyjazd na 5 rano więc miałem jeszcze chwile czasu. Pierwsi policjanci przyszli o 5.15, wyjechaliśmy o 6.40, i żeby bardziej mnie wkurzyć to przejechaliśmy przez ten sam mostek, z którego 2godz i 20 minut wcześniej zabrał mnie radiowóz. Cholera, mogłem jeszcze 2 godziny dłużej spać...

stat