Users on-line: 1

Strona istnieje 4314 dni

Licznik Odwiedzin:
  • Mecz Polska-Tajlandia. My- woda po piersi, oni - po szyję.. (WYGRALIŚMY)
    Mecz Polska-Tajlandia. My- woda po piersi, oni - po szyję.. (WYGRALIŚMY)
  • lampy oliwne wabią wzrok...
    lampy oliwne wabią wzrok...
  • widok na basen z pinktu widzenia Pawełka..
    widok na basen z pinktu widzenia Pawełka..
  • knajpka na leżąco
    knajpka na leżąco
  • hotelowy zestaw startowy
    hotelowy zestaw startowy

wyprać czy kupić?

Jesteśmy już na Krabi, nad wybrzeżem. I mam wrażenie, że nie trafiliśmy do właściwego hotelu. Ale tak, tak hotel 5 gwiazdek jest nasz… Znaczy, nie nasz, tylko tu mieszkamy.

Kwaterujemy się z Pawełkiem w pokoju, rozkładamy ciuchy. Widać, ze hotel jest russian friendly, bo pierwsze co się rzuca w oczy to wystawiona butelka Stolicznej i wiaderko lodu*. Ale żeby sprawdzić, czy dla mnie też jest friendly szybko sprawdzam ceny. I już wiem, ze dla mnie nie jest przyjazny, bo z cennika pralni hotelowej jasno wynika, ze pranie t-shirta wychodzi drożej niż zakup takowego nowego. No, chyba, ze ktoś do swojego podkoszulka jest mocno przywiązany. Ja jestem. I dlatego wypiorę go sobie sam, jak wrócę do domu. A oprócz Stolicznej w barku to hotel oferuje jeszcze parę innych atrakcji – salon SPA – na które mnie nie stać, golf – na którego mnie też nie stać i basen, na który mnie stać – bo ten akurat jest w cenie hotelu. A basen fajny – ponad 200 metrów długości, pozawijany w fantazyjne kształty, z wyspą na której udziela się chętnym ślubów (ja niezainteresowany, bo już kiedyś jeden ślub wziąłem). Basen imponujący, największy w Tajlandii, jak głosi informacja 80 000 metrów sześciennych wody mieści. Nad linia brzegową leżaczki, gdzie boye hotelowi nieustannie zmieniają ręczniki, barek obsługiwany wprost z basenu. Kilka razy dziennie panie z salonu SPA obchodzą basen i wszystkich chętnych spryskują wonnościami… Wokół basenu ścieżki a wzdłuż ścieżek lampy oliwne w nocy oświetlają teren. Kurcze, podoba mnie się tu!

Ale żeby przekonać się, czy poza hotelem też nam się podoba wybieramy się na spacer wzdłuż wybrzeża. Idziemy i idziemy aż znajdujemy fajną knajpkę. Właściwie trudno to nazwać knajpką. Kawałek trawiastego terenu, co kawałek rzucone luzem maty na ziemie. Na matach się leży sącząc dostarczonego drinka i wpatrując w odległy o kilka metrów ocean, w wyspy na horyzoncie. Leżymy sobie i chłoniemy boskość chwili… Po wodzie majestatycznie przesuwają się łodzie, słychać pokrzykiwania rybaków. Fale szumią uderzając o bliski brzeg. Delikatna bryza od wody chłodzi nas i przynosi zapach słonej wody, wodorostów i czegoś, tak nieuchwytnego nastrajającego, tajlandzkiego… Zapada wieczór, nad nami zapałają się gwiazdy… Wieczorna bryza ucicha i zmienia kierunek… I już nie wieje od morza, tylko od lądu. A konkretnie to od stojącego za nami kibelka. Pora wracać do hotelu.

Jesteśmy już na korytarzu hotelowym, kiedy Pawełek zatrzymuje się i opiera o mnie. Łatwo powiedzieć – opiera! Jak ktoś prawie dwumetrowy szuka w tobie oparcia, to przeżywasz ciężkie chwile…

 -Maciek- przesadziliśmy z tymi drinkami nad morzem, ja widzę MROCZKI przed oczyma…- zwierza mi się

Wpatruję się w korytarz- i mi coś też przed oczyma przebiega. Skupiam wzrok (co nie jest łatwe, bo Pawełek wciąż szuka we mnie oparcia) – Pawełku, to nie jest M jak Miłość, żebyś Mroczków widział – to są gekony…

I od razu go uspokajam – spoko, gdzie są gekony tam nie ma węży…

*Że hotel jest russian friendly odczułem rano, kiedy na śniadaniu stałem w kolejeczce do omleta za jednym grubym ruskim ubranym w szorty i łańcuchy. Ruski stoi przed ladą i podniesionym głosem zamawia cebulę jako główny składnik omleta: Ług, dajtie mnie ług! Podpowiadam mu: onion, ług-eto po angliskij onion. On się odwraca i syczy do mnie: ŁUG – im dołżna po russki nauczitsa!

stat