Users on-line: 1

Strona istnieje 4314 dni

Licznik Odwiedzin:
  • park wita Was, park wita Was
    park wita Was, park wita Was
  • nic nie zapowiadalo tragedii..
    nic nie zapowiadalo tragedii..
  • aż dostałem sie pod silny ogień armatni
    aż dostałem sie pod silny ogień armatni
  • szalony młyn...
    szalony młyn...
  • kreci sie jak głupi...
    kreci sie jak głupi...

wisząc do góry nogami....

Jedziemy porozrywać się. Pod Hagą jest Duinrell – park rozrywki. Jednego dobrego o Holandii powiedzieć nie mogę – wstępy koszmarnie drogie. Za dzień, dla naszej rodzinki – jednorazowo 120 eurasów.. Więc nikt mi się nie dziwi, że zmuszam rodzinę do pobudki o zwariowanej godzinie, żeby w parku być pierwszymi i wykorzystać do maximum wejściówkę. Więc – nie odpuszczamy żadnej atrakcji, nie wiem jak nieciekawa by była, trzeba ją zaliczyć, bo przecież zapłacone hurtem, ile użyjemy to nasze.

Zjeżdżalnia- zjeżdżać wszyscy! Zuzia, za wysoko, boisz się ? – no co ty, zapłacone, masz zjeżdżać…

Huśtawka – huśtać się!

 Łódki wiosłowe na jeziorku – wsiadać! No i wsiadamy, łódka mała, wiosła uwiązane żeby nie pogubić. Wsiadam z Zuzią, nieopatrznie ja z tyłu, Zuzik Bąbelek z przodu. Obsługa nas odpycha od brzegu i okazuje się, ze nie daję rady wiosłować. Wiosła uwiązane, ja siedzę w odwrotną stronę, nie jestem w stanie ruszyć w żadną stronę….  Wiatr znosi nas w stronę bitwy pirackiej. Na brzegu jest armata, wrzuca się pieniążek i pociąga za wajchę, z lufy dobywa się huk, a na terenie bitwy spod tafli jeziora wyskakuje słup wody symulujący uderzenie pocisku….

I tam właśnie nas znosi.. Jakiś mały holender to wyczaił, ja wrzasnąłem „nawet o TYM nie myśl!”, ale on chyba nie pojął, (po polsku wrzasnąłem) poleciał do matki po drobne i odczekał aż mnie zniesie w to miejsce, gdzie pocisk wybuchał… I zaczął wrzucać monetę za monetą i pociągać za wajchę, a oczy lśniły mu jak dwa reflektory… Przemoczeni do suchej nitki uciekliśmy stamtąd, ale to nie koniec. Anka siedząca sama na innej łódce tak rozpaczliwie machała wiosłami bez żadnego sensu, że jedynie się kręciła w kółko i nie mogła trafić do brzegu… A czas leciał, zapłacone wszystkie atrakcje, a my tu na łódkach siedzimy… Wspólnym wysiłkiem rodziny i zwołanej połowy obsługi parku, za pomocą liny, bosaka i haka na sznurku udaje się Ankę ściągnąć do przystani. Szef obsługi otarł czoło, spojrzał na naszą rodzinkę ciężko i westchnął: idźcie sobie i nie wracajcie więcej….

Co tez uczyniliśmy, bo zwiedzania jeszcze sporo. Cały dzień nie wystarczył, żeby wszystko zobaczyć i spróbować (bo dużo czasu na łódkach spędziliśmy). Jako dwie ostatnie atrakcje był „Szalony Młyn” i „Diabelskie Wahadło” Szalony Młyn był naprawdę szalony, latał we wszystkie strony i jeszcze kręcił się jak fryga (nie wiem co to fryga, ale tak się kręcil młyn),a wahadło było podstępne… Wsiadało ze 80 osób na taką ławę i to draństwo wynosiło nas powoli na wysokość 30 metrów (tak jak mały wieżowiec). A następnie odwracało klientów do góry nogami (dobrze, że przywiązani byliśmy). I wtedy wszystkie drobne z kieszeni wypadały i leciały w dół… I tylko goniliśmy je wzrokiem, bo odzyskać się nie dało, bo wpadały do sadzawki pod spodem i pewnie park traktował to jako dodatkowe źródło dochodu….  

Ale nie żałowałem drobniaków, bo jednak jakieś oszczędności udało mi się poczynić! Zaoszczędziłem na kolacji, bo po tych dwóch atrakcjach większości  rodziny zrobiło się niedobrze i nie chciała już jeść kolacji. Za wyjątkiem Maryśki, która bawiła się świetnie i na to wahadło nawet 3 razy poszła… Ale na szczęście, ona niewiele na kolacje zjada…

Na podsumowanie:

 

Po czym poznać, że wyjeżdżamy z Holandii?

- Po tym, że krowy przestają być ładniejsze od dziewczyn….

 

(dla wyjaśnienia, żeby mnie nie posądzone o holendrofobie – to nie miejscowe kobitki są brzydkie, tylko krowy tam takie ładne….)

 

Czego i państwu życzę:

Maciek Zachara

 

stat