Users on-line: 1

Strona istnieje 4314 dni

Licznik Odwiedzin:

Warto sie coś dowiedzieć o liniach lotniczych...

Jedziemy autokarem na lotnisko. Mało czasu, samolot ma startować już za kilkanaście minut, a do lotniska sporo drogi. Denerwujemy się, tylko kierowca spokojnie „maniana – może to oznaczać albo <jutro> albo <spoko>. Wpadamy do aeroportu na minutę przed planowanym odlotem, ale kierowca miał rację z tym maniana- samolot jeszcze w ogóle nie przyleciał. Rzucamy bagaże na kupę w hali odlotów, a oni bez ważenia lokują je na wózkach towarowych. Czekamy. Godzinę. Drugą. I jeszcze trochę. Miejsca siedzące na lotnisku są tylko dla tych, którzy zamawiają piwo w lotniskowym bufecie – jest ono tu 7 x drożej niż normalnie. Pewnie pilot ma układ z bufetową i przyleci dopiero wtedy, gdy ona wykona miesięczny plan sprzedaży. Podenerwowani usiłujemy dowiedzieć się, co z naszym odlotem

- Kiedy odlecimy?-Jak tylko samolot przyleci.-A kiedy przyleci?-Pewnie już niedługo.....-A gdzie on teraz jest?

-A nie wiadomo, i tak naprawdę to średnio nas to interesuje...

-Ale jest szansa, że dzisiaj odlecimy?-Tak, wczoraj miał tylko godzinę opóźnienia, więc może dobra passa potrwa dwa dni z rzędu? 

Ale w końcu piwo w bufecie kończy się i przylatuje samolot, nawet całkiem spory, Boening 737. Głośniki ogłaszają „Pasażerowie do Buenos Aires proszeni do odprawy” Jest to o tyle bez sensu, bo po co zapowiadać że to aeroplan do Buenos, skoro z tego lotniska odlatuje tylko jeden samolot dziennie, i to tylko do stolicy. Ale niech im tam, stajemy z bagażami podręcznymi do kolejki. Facet z rzeźnickim nożem przy pasie śledzi na monitorze zawartość naszych bagaży.

 I nagle:

-         Oh no, senior!-         Ale ja nic zakazanego nie przewożę!-         No, no senior –i pokazuje na monitorze kształt butelki-         Ale to nie spirytus, to wino!!!-         No, no, no senior!!!Kumpel wyciąga butelkę z niezłym winem i oddaje strażnikowi, ten ją łapczywie chwyta, unosi w górę w triumfalnym geście i wykrzykuje do swego kumpla przy drzwiach coś w swoim narzeczu, co brzmi jakby: Staryyy, zobacz co mamy na po służbie!!!

Za chwilę w następnym bagażu znów znajduje butelkę, którą każe wyciągnąć. Janusz bez dyskusji wyciąga wskazaną na ekranie flaszkę i wtedy okazuje się że jest to jedna z butelek która została z wyprawy na pampę,  jej wartość na polski to jakieś złoty trzydzieści. Desperado patrzy zawiedziony i z rezygnacją pokazuje, aby ją schować z powrotem do bagażu. Takie wino można wnosić na pokład....

 

Wystartowaliśmy i biorę się za czytanie przywiezionej z Polski książki. Jest to gruba powieść, której nie chce mi się wieźć „na abarot” do kraju, więc każdą przeczytaną  kartkę wyrywam i wyrzucam. Współpasażerowie patrzą na mnie z takim oburzeniem jakbym naruszał nie wiadomo jakie tabu (no, a przynajmniej jakbym dłubał brudnym palcem w nosie). Być może chodziło o to, że w tych okolicach wyrwanych kartek nie wyrzuca się do kosza, tylko zanosi do ubikacji...

Lecimy, nagle po drugiej burcie zaczyna się ruch i zamieszanie. Ludzie wyglądają przez okno i gorączkowo o czymś rozprawiają. Pytam, co jest, a oni do mnie: wyjrzyj przez okno, czy z twojej strony z silnika też coś wycieka? Sprawdzam, ale z mojej strony nie cieknie. –Bo z naszego silnika cieknie jak głupie, i to całkiem sporym strumieniem!!!

Reszta pasażerów zafrapowana naszą konwersacją i zamieszaniem przechodzi na prawą burtę aby się też przyglądnąć temu co wzbudziło nasze zaniepokojenie. Samolot przechyla się na prawą burtę.......

Lecimy do stewardesy zameldować o wycieku, ale z nią trudno się dogadać. Nie zna żadnego zagranicznego języka poza swoim ojczystym. Usiłujemy ją poinformować, że „engine is leaking”, ale widząc jej śliczne nic nie rozumiejące oczka zadzieramy ją w okolice skrzydła i pokazujemy wyciek

 Ona ledwo rzuca okiem i obojętnie „O, no problema...”Kurde, jak to „no problema”?-         Problema , problema!!! – przecież dziury w durszlaku przepuszczają słabiej niż pokrywa tego silnika!!!

-         O, no problema – dalej upiera się przy swoim stewardesa i dodaje jeszcze coś z czego rozumiem jedynie „duos dias – dwa dni  I nie wiemy, czy nie ma czym się przejmować, gdyż już tak cieknie od dwóch dni, czy też za dwa dni ten samolot i tak ma iść do kasacji (w środku rzeczywiście tak wyglądał) więc nie ma sensu już go naprawiać.

Ale samolot zaczyna się gwałtownie zniżać. W panice, że to już lądowanie awaryjne zapinamy mocno pasy, a niektórzy nawet tak mocno, że nie mogą złapać oddechu i oczka wyłażą na zewnątrz i wyglądają jak ping-pongi. A to tylko międzylądowanie na którymś pośrednim lotnisku...

stat