W służbie Księcia Pana
Księdza Rysia przeniesiono na nowa parafię. Dołączył do urzędującego księdza Jasia, proboszcza w historycznej miejscowości Melnik. Miejscowość znajduje się A w zamku urzęduje autentyczny Książe Pan, z Księżną Panią. Są oni autentycznym księstwem, są potomkami starego rodu Lobkowitzów zamieszkujących od dawna Czechy. Komuniści ich wyrzucili z ich posiadłości, dziadek Lobkowitz po wojnie pracował jako tramwajarz, ale obecnie odzyskali swoje dobra i z powrotem zamieszkują na zamku. A piszę o nich dlatego, że ks. Rysiowi doszły nowe obowiązki: został kapelanem kaplicy zamkowej i miał objąć swoją posługa Księcia i Księżnę, a także nestorkę rodu, Księżnę-Matkę, babcię Lobkowitzową. Ale ledwo objął ten zaszczytny urząd, to zaraz po tym Księżna-Matka raczyła zejść i to śmiertelnie. I nie należy łączyć tego zejścia z faktem odprawienia przez Rysia pierwszej mszy na zamku, zeszła bez jego pomocy, po prostu w sposób naturalny. Więc na Rysia i Jasia spadł zaszczytny obowiązek odprawienia Mszy Pogrzebowej, ale kiedy przypadkiem zobaczyli listę zaproszonych na pogrzeb, to zadrżeli: na liście żałobników były największe nazwiska Europy, a tu dwóch skromnych zakonników ma prowadzić ceremonie… Postanowili teraz z kolei oni sięgnąć po posiłki i zadzwonili do czeskiej kurii, poprosili o połączenie z arcybiskupem i zameldowali drżącymi głosami, że Babcia Lobkowitz zeszła (smiertelnie), i oni chcieliby zaszczyt prowadzenia ceremonii dzielić z biskupem i proszą o wskazówki, co mają przygotować, aby dochować pochówku tak znacznej osoby???? Z drugiej strony słuchawki zabrzmiała cisza zwiastująca głębokie zamyślenie i w końcu spokojny głos biskupa zadysponował: - Najważniejsze, żeby nieboszczka była, a dalej damy sobie jakoś radę…