W drodze na kolejowym szlaku...
Właśnie wracam z zawodów z Gdańska, 11 godzin w pociągu… W sumie w pociągu przesiedzę 23 godziny, czyli mniej więcej tyle co trwają całe zawody wraz z noclegiem… Jak se wyliczyłem to i 4 x dłużej będę siedział w wagonie niż będę przebywał na trasie zawodów, bo suma czasu wszystkich etapów imprezy to 7 godzin (tym razem) I myślę, że mam wielkie szczęście, ze moją ulubioną dyscypliną są zawody na orientację, a nie trenuję na ten przykład biegu na 60 m, bo wtedy w pociągu siedziałbym z 8280 razy dłużej niż trwałby cały mój start….
A przy okazji przypomniała mi się historia z lat 80-tych, gdym był żwawym młodzieńcem bez brzuszka…:
Nie pamiętam już dlaczego, ale obładowany plecakiem szedłem przez przejście podziemne na dworcu w Dębicy (to ważne) A w Dębicy przejście jest dokładnie na końcu peronu, a ja słyszę, ze mój pociąg właśnie rusza… Więc obładowany plecakiem ruszyłem biegiem za pociągiem, i zdyszany jeszcze mocno wpadłem do ostatniego wagonu i resztka sił wrzuciłem plecak na półkę.. A w przedziale było dwóch starszych panów… Jeden widząc mnie bez sił, umierającego rzecze do drugiego:
Widzisz pan naszą młodzież? – Ja w jego wieku to mogłem kilometr biec i nie miałem nawet zadyszki…
A ja słysząc to resztkami sił dałem rade wyrzec:
- Taaa, ale niech pan zrozumie, ze ja na ten pociąg spóźniłem się jeszcze w Rzeszowie…