Users on-line: 1

Strona istnieje 4314 dni

Licznik Odwiedzin:

Rozdział IV


Pożegnaliśmy się w momencie, gdy podjeżdżałem na przejściu granicznym w Rumunii pod pierwszą budkę…
 

……i tu nie sprawdzano niczego, tylko zażądano po 15Euro od samochodu. Jako podatek. Przepłaciliśmy dając po dysze od auta jako łapówkę i pojechaliśmy dalej. Na drugiej budce zapytano o winietki, nie mieliśmy i tłumaczenie że gdy wjeżdżaliśmy to ich nie było, nie pomogło. Chcą po 150E kary od samochodu!!! Skończyło się na 4E w łapę i podjechaliśmy pod następną budkę. Tam opłata ekologiczna – 12 eurasów, zaczynamy się buntować, bo już płaciliśmy przy pierwszej budce!!! Ale ta jest chyba jakąś oficjalną opłatą, bo płacimy ją wyłącznie w lejach (poprzednie w Euro) i dostajemy po raz pierwszy (i ostatni) pokwitowanie. Ale ponieważ tych lei też nie mieliśmy, musieliśmy wymienić ogólnoeuropejskie środki płatnicze na ichną walutę w jedynym istniejącym na przejściu kantorze, gdzie cena była paskarska, a kantorowy już miał odliczone kupki z rumuńskimi pieniążkami i tylko kasował gotówkę... Kontrola graniczna celna i już chcemy przejechać przez Dunaj do Bułgarii, ale została na koniec drobna formalność: opłata za most: 6Euro. A celnicy i obsługa grzebią się jak tylko potrafią. Okazuje się, że do godz. 17-tej zostało tylko kwadrans, a od tej godziny, do rana za przejazd płaci się podwójną stawkę, czyli już po dwunastaku od samochodu. Opuszczamy Rumunię, jadąc przez wspaniały Most Przyjaźni zbudowany około 1960r. Potem w przewodniku o Bułgarii, w rozdziale o dojeździe opisują, że celnicy na przejściu w Ruse, które właśnie pokonujemy są najbardziej skorumpowanymi w kraju, co też udało się nam experymentalnie udowodnić. Wjeżdżamy do Bułgarii. Odprawa paszportowa, szybka już i kolejna budka. Nie wjedziemy, jeśli z góry nie wykupimy winietek na bułgarskie drogi szybkiego ruchu. Tygodniowa: 4E, miesięczna 10E. Upewniając się, że to już ostatnia opłata, jaka nas czeka decydujemy się na miesięczną, żeby potem nie mieć kłopotu, bo budkowy twierdzi, że w kraju już będą problemy z jej dokupieniem. Płacimy i ruszamy. (Potem okazuje się, że winetki można kupić wszędzie, na każdej stacji benzynowej i na każdej poczcie, cena też jest identyczna - 4 za tygodniowa i 10 za miesięczną, z tym, że nie Euro tylko lewa) Nie dojeżdżamy daleko- a tak z 50 metrów. Na drodze wykopany jest rów wypełniony brudną wodą i to się nazywa oficjalnie „dezynfekcja”. Kosztuje jedynie 2 Euro,więc może jeśli to takie tanie to jeszcze raz sobie przejadę? Ale Żona mi się buntuje, że nawet po tej pierwszej dezynfekcji to samochodu się nie domyjemy, a po drugiej to już na pewno, więc odpuszczam i zasuwamy dalej. I obiecujemy sobie, że wracać będziemy już drogą okrężną, tak jak jedzie większość ekipy, czyli przez byłą Jugosławię. Już na miejscu spotykamy resztę towarzystwa. I pierwsze słowa szefa ekipy, Grześka brzmią: Kurda, wracamy wszyscy przez Rumunię!!!

Mimo, iż my byliśmy nastawieni na powrót drogą przez byłą Jugosławię, to po wysłuchaniu relacji ekipy która tamtędy jechała (mandaty, kolejki na granicach, opłaty drogowe i 200 km dalej) wszyscy decydujemy się jednak wracać przez Rumunie… (ale o tym powrocie-będzie inny odcinek)


stat