Users on-line: 1

Strona istnieje 4314 dni

Licznik Odwiedzin:

Rozdział I


Jest czerwiec 2005 roku. Żona wygrzebuje ze starych szpargałów kontrakt małżeński i pokazuje, że co najmniej raz na dwa lata przysługuje jej wspólny wyjazd ze mną i dzieciakami na jakiś wypoczynek. Uległem wobec przemocy i jedziemy do Bułgarii. Kumpel był tam w zeszłym roku i znalazł przytulny hotelik w miejscowości Czernomorec, zaraz koło Burgas. Tak mu się tam spodobało, że wynajął go w całości (12 apartamentów) uzyskując jakąś tam zniżkę i teraz rozprowadza po koszcie wynajęcia swoim kolegom i przyjaciołom. Miło, iż zaliczył nas do tego excluzywnego grona, szybko decydujemy się i mamy jechać razem. Na drodze staje tylko jeden problem: właśnie pozbyłem się jedynego samochodu zdolnego pomieścić na raz w ludzkich warunkach całą moją 6-cio osobową rodzinę.... A Żona nie zgadza się na podróż ani UAZ-em (auto na 8 osób), ani też Land Roverem rocznik 1957 (ten jest nawet na 9 osób). Ale ponoć dzisiaj to nie problem, auto kupić łatwo... Tak, ale oczywiście nie takie, jakie się chce, wszystkich innych jest pod dostatkiem, ale żadnego, które mnie by pasowało to nie ma... A czas leci nieubłaganie, do tego stopnia, że nawet jakbym go kupił natychmiast, to nie zdążę z przerejestrowaniem, tak, aby mieć twardy dowód rejestracyjny, bo na tymczasowym, ponoć za Unie nie wpuszczają... Gdy już myślę nad wynajęciem auta, telefon z Holandii. Dzwoni mój sąsiad, który jest akurat tam, i wie, że potrzebuje auta. Jest COŚ dla mnie, trzeba się tylko szybko decydować, bo stoi na komisie, gdzie ponoć jest kilku chętnych... Jest godzina dwunasta w południe, dzwonię do syna mojego wspólnika: Nie podrzuciłbyś mnie gdzieś?

– OK, kiedy?- Tak za dwie godziny.- Dokąd?- Do Holandii.- Nie ma kłopotu, za dwie godziny podjadę... 

I o świcie byliśmy na miejscu, kupiłem auto, drzemka, wracamy do domu

 

Jeszcze tylko szybko go zarejestrować, ale to okazało się nie być kłopotem.

Poszedłem do wydziału komunikacji, zweryfikowałem papiery i urzędnik kazał za 2 tygodnie zgłosić się na 12 w południe w celu ich oficjalnego złożenia. (A ja wtedy już planowałem być w Bułgarii). Poprosiłem, czy aby się nie da załatwić wcześniejszego terminu, powiedział, że coś poszuka i znalazł: dalej za dwa tygodnie, z tym, że nie na 12-tą tylko na dziewiątą....

Ale Żona przypomniała sobie, że wraz z kierownikiem wydziału komunikacji byli kiedyś razem w trójce klasowej klasy pierwszej naszej najstarszej córki i w cztery dni dowód rejestracyjny był gotowy. Jeszcze tylko ubezpieczyć (co okazało się bardzo przydatne, bo na drugi dzień pokiereszowałem jakiegoś Opla Senatora cofając) i do wyjazdu został tydzień. Planujemy wyjazd w piątek rano, o 6-tej, aby uniknąć upału.

Więc rozkład tygodnia przed wyjazdem tak się przedstawia:

Sobota- mamy jeszcze mnóstwo czasu na przygotowania

Niedziela- mamy jeszcze mnóstwo czasu na przygotowania

Poniedziałek- mamy jeszcze mnóstwo czasu na przygotowania

Wtorek rano – dowiaduję się, że do wyjazdu jest potrzebna ZIELONA KARATA – załatwiam ją, bo przecież- mamy jeszcze mnóstwo czasu na przygotowania

Wtorek godz. 14.40- przypadkiem dowiaduję się, że skoro Bułgaria i Rumunia nie leżą w Unii to wskazanym jest, aby paszport, którym posługuję się przy przekraczaniu granicy miał aktualny termin ważności – hmmm, tego nie przewidziałem. Szybki telefon po znajomościach różnego szczebla upewnia mnie, że nie istnieje możliwość aby załatwić paszport w 48h, bo toto się drukuje w Warszawie...

Ale nie tracę nadziei. Grześ, organizator wyjazdu i sprawca całego zamieszania (no, bo gdyby nie powiedział że musze mieć ważny paszport, to pojechałbym z takim, jaki mam i nie stresowałbym się) zawozi mnie prawie że na sygnale do paszportówki. Tam tak jak stoję, nieogolony, z tygodniowym świńskim zarostem i w podkoszulku z dumnym napisem „Lubię szybkie, z dużymi buforami” (chodziło o nagrywarki LG) pozuję do zdjęcia paszportowego, składam formularz, opłacam stówę, i czekam aż żona przywiezie mój stary paszport do skasowania. [1] A w tym czasie Grześ wydzwania szukając jakiś swoich znajomości w sprawie mojego paszportu. Mówię mu, że to daremne, już szukałem chodów, nawet wśród osób wysoko postawionych. Przyspieszenie paszportu: PO PROSTU NIEWYKONALNE, więc dogonimy ich już w Bułgarii... Ale po chwili okazuje się, że nie mam racji. Mama Grzesia jest w jednej Sodalicji Mariańskiej z którymś kierownikiem w paszportówce. Za protekcją tegowoż dostajemy się przed oblicze naczelnika, który po wysłuchaniu mnie mówi: Nie będzie łatwo, ale spróbujemy..

Środa- mamy jeszcze mnóstwo czasu na przygotowania, i tak nie mam paszportu

Czwartek- mamy jeszcze mnóstwo czasu na przygotowania, i tak nie mam paszportu

Czwartek godz. 15.30 – mam paszport, gorączkowo przygotowujemy się do wyjazdu, gromadzimy dokumenty, robimy zakupy, kupujemy jedzenie na drogę i ciuchy i sprzęt na plażę, pakujemy auto, robie w firmie ostatnie ustalenia, porządkuję rozgrzebane sprawy, spłacam limity kart kredytowych, uzupełniam konta – no bo przecież rano, o świcie WYJAZD!!! A jedzie nas spora grupa. Chętnych było tylu, że w hotelu nie starczyło miejsc. Ci, dla których zabrakło wynajmują apartament w hotelu obok. Równie komfortowy, a nawet lepszy, bo z basenem i jeszcze z wliczonym w koszt pobytu śniadaniem. I nawet cena za pojedynczy pokój bez zniżek taka sama jak dla nas przy wynajęciu całego hotelu, z upustami...



[1] Pisze te słowa siedząc przy stoliku w przyulicznej knajpie w Czernomorcu. Właśnie zatrzymał się przy mnie radiowóz policyjny i miły gliniarz zasugerował abym z notebookiem schował się gdzieś do wnętrza, przez to będę miał większe szanse na zachowanie dłużej tego notka jako swojej własności

stat