Users on-line: 1

Strona istnieje 4314 dni

Licznik Odwiedzin:
  • ciągle pada, tu tylko mży...
    ciągle pada, tu tylko mży...
  • casem słońce usiłuje sie przebić..
    casem słońce usiłuje sie przebić..
  • stacja radarowa w destrukcji
    stacja radarowa w destrukcji
  • a tu ruski beton lepiej widać...
    a tu ruski beton lepiej widać...
  • samotny krzyż we mżawce na szczycie
    samotny krzyż we mżawce na szczycie
  • z kijkiem przy jeziorze- słoneczko świeci..
    z kijkiem przy jeziorze- słoneczko świeci..

Równo po Równej (inaczej niż "Życie po życiu")

Jeśli idzie się we dwie osoby do restauracji, to trzeba brać zawsze takie same dania – Bo doświadczenie wykazuje, że zawsze ta druga osoba dostaje coś LEPSZEGO… 

A tu, kurde, jest wybór- cześć ekipy idzie na Stocha, część na Połoninę Równą. I wiem, ze którejkolwiek wersji nie wybiorę, to właśnie ta druga opcja będzie ciekawsza… Decyduje rzut monetą: wypadnie reszka – idę na Stocha, wypadnie Tryzub – idę na Równą. Wypada Tryzub – i ja już wiem, że wyjście na Stocha będzie ciekawsze niż Równa, ale trudno…

2 godziny drogi, żeby w ogóle dotrzeć pod połoninę, jedną z ostatnich w paśmie Bieszczadów. Od samego początku leśną ścieżą w górę, traska zapowiada się ciekawie… Kak kniżka każet, po 1,5 godzinie pierwszy postój, nad ciekawym jeziorkiem położonym nie wiedzieć dlaczego na stoku góry, takie jeziorko Duszatyńskie jeno 3 x większe… Popasujemy chwile i w górę, przez las.. I od jeziorka już ciężej mi się idzie. Pewnie to zmęczenie, ale już??? – Nie to po prostu nad jeziorkiem zostawiłem pożyczonego właśnie na te drogę kijka trekingowego. Na myśl, że mam wracać po niego robi mi się słabo, ale ostatni z naszej grupy niesie mojego – pożyczanego kijaszka. I jeszcze chytrze żąda: Mogę oddać, ale na dole właściciel kijka postawi mi piwo!!!! – na co się skwapliwie zgadzam i informację, że to kijek pożyczony zostawiam na razie dla siebie…

Jeszcze 2 godzinki przez las i wychodzimy na połoninę.  Widzę, że na Ukrainie zaczynają turystów traktować poważnie… po połoninie biegnie szeroka droga z płyt betonowych… Taaak to można podróżować po górach, ale kilka kilometrów po betonie wyjaśnia mi, że to raczej nie jest to co lubię… Droga jest pozostałością po dojeździe do post-radzieckiej stacji radarowej naprowadzania systemu SS-20 umieszczonej właśnie na tej połoninie. Stacja 20 lat nieczynna, a droga jest… Co prawda w opłakanym stanie. Pod Pustkowem jest droga zrobiona przez wojska dowodzone przez niejakiego Adolfa H. prowadząca do wyrzutni V-2 i tamta jest w idealnym stanie, a ta to się nieźle już sypie. Na samym środku wystaje pod kątem ostrym z niej pręt zbrojeniowy. Nie chcąc, żeby ktoś się na niego nadział, chcę przygiąć go do ziemi. Skaczę na niego z góry i od razu jak na sprężynie wylatuję w górę, a pręt ani nie wygnie się o milimetr – wydaje mi się, ze jak budowali te drogę to pod ręką mieli jedynie stal resorową, a nie zbrojeniową…

W delikatnej mżawce wychodzimy na szczyt połoniny. Na szczycie trzy elementy: pomnik upamiętniający radzieckich spadochroniarzy z drugiej wojny, którzy akurat gdzieś tu hycnęli (po co tutaj, gdzie same góry i niczego wokół???), krzyż (też ciekawe: krzyż katolicki, a na innych górkach były zawsze prawosławne) i resztki systemu rakietowego - straszące na równinie. Straszące, bo są w stanie totalnej destrukcji, beton wykruszył się aż do gołego zbrojenia…

I znów analogia do Adolfa H. – na jego budowlach sprzed 60 lat nawet jeszcze farba z „Achtung Minen” nie zlazła, a tu 20 roków wystarczyło, aby w ruinę poszło… Ale też pewnie ilość cementu dodawana do betonu w czasie budowy stacji radarowej była odwrotnie proporcjonalna do zapotrzebowania na niego w okolicznych wioskach w dolinie…

 Ale koniec –końców jestem z siebie dumny. Kilka godzin wędrówki, pod bądź co bądź niezłą górkę, a potem dooobre kilka kilometrów po połonince i już wymęczony, z odbitymi od łażenia po betonie piętami i osiągnąłem wytyczony cel!. Dumny byłem do momentu, gdy z oddali dobiegł mnie ryk silnika, pod stacje radarową podjechał samochód - na jaki prawdopodobnie nieprędko będzie mnie stać, z siedzenia pasażera wyskoczył ubrany w skórę Ukrainiec, stanął pomiędzy samochodem a ruinami, kierowca uchylił szybę i nie wychodząc z auta zrobił mu fotkę, po czem tamten wskoczył do wozu, silnik zaryczał i pojazd odwiózł turystów o’piać na piwo do knajpy w dolinie…

 

stat