Praktyczna lekcja fizyki
Fizyka - teoria
Toyota przede mną ostro hamuje i zatrzymuje się….
Ja ostro hamuję i zatrzymuję się….
O tyłu słyszę ostry trzaski i fotel pode mną łamie się – to 30-sto tonowa gruszka z betonem ostro hamuje i NIE zatrzymuje się….
Znaczy, w końcu się jednak zatrzymuje, ale przekazuje mi swoja energie kinetyczną ruchu…
Znacie takie fajne doświadczenie z fizyki- kula na sznurku uderza mała kulkę, duża kula się zatrzymuje, a mała z dużo większą prędkością mknie do przodu?
Tak to właśnie wyglądało… Z fizycznego punktu widzenia, to zgodnie z zasadą zachowania pędu, betoniarka wytraciła swój pęd, a ja go nabyłem
masa1 x prędkość1 = masa2 x prędkość 2
Znaczy, pomyślałem sobie, tak by było przy zderzeniu idealnym, bo przecież spora część pędu poszła na straty. Konkretnie to na:
1) wykrzywienie ramy auta w miejscu mocowania haka
2) zrobienie harmonijki z tyłu mojego auta aż do tylnich siedzeń
3) nadanie prędkości początkowej (względem ścian pojazdu) jego pasażerom
4) wyłamanie foteli z pasażerami wewnątrz auta (znów czysta fizyka – bezwładność się kłania)
A dalej to też czysta fizyka: ja przekazuję swój pęd toyocie przede mną, ona przekazuje volvo przed nią i oba auta spadają z drogi, a resztę pędu ja jeszcze wytracam na odcinku 30 m dzięki zastosowaniu urządzeń hamulcowych….
To tyle fizyki- teorii, teraz zajęcia praktyczne.
Sprawdzam, co z pasażerkami – jedna leży na podłodze, ale wygląda na całą, druga po wykonaniu krótkiego lotu wewnątrz auta leży na przednim siedzeniu, mimo iż z głowy leje się krew, wygląda na w miarę przytomną…
Skoro wszyscy żywi, zaczynam działać. Zakładam kamizelkę odblaskową, zabieram pod pachę trójkąt i sprawdzam, czy w pozostałych autach wszyscy cali. Wszyscy są ok., choć lekko zszokowani. Wystawiam trójkąt za betoniarkę, wracam do auta i wtedy opanowuje mnie paniczny strach, bo zdaję sobie sprawę, jakie grozi mi niebezpieczeństwo. W panice pytam kierowcę rozbitego Volvo:
- Panie, panie, co ja mam na plecach???
Gość szybko patrzy na moja kamizelkę i odpowiada ze nic….
Oddycham z ulgą, bo ja sobie właśnie przypomniałem, ze na ostatni dzień ojca od córek dostałem kamizelkę odblaskowa z napisem OJCIEC DYREKTOR – i jeśli bym w niej właśnie paradował po wypadku to żadne tłumaczenia, że nie odniosłem urazów głowy by nie pomogły i na oddziale chorób psychicznych mógłbym wylądować….
Historia jeszcze zaczęła się rozwijać, jeszcze w szpitalu z kieszeni koszuli wytrzepywałem kawałki tylniej szyby, okazało się ze tez jestem pokrwawiony (bo kawałek szyby wpadł mi do buta i wbiłem go sobie w piętę J)
. - .
Generalnie, od chwili wypadku z dnia na dzień chodzę coraz bardziej zły: wyobraźcie sobie, ze do dziś żaden z pracowników nie przyszedł do mnie o podwyżkę…. A ja czekam na to z utęsknieniem….
Bo mam zaświadczenie lekarskie, ze nie wolno mi poruszać głową góra- dół (czyli inaczej- kiwać głową). Natomiast w zaświadczeniu nie ma nic o poruszaniu w lewo i prawo (czyli kręcić). I tylko czekam z utęsknieniem żeby ktoś przyszedł i o podwyżkę poprosił…
Natomiast zyskałem bardzo na szacunku pracowników… Bo zmieniłem swoje zachowanie w pracy… Wcześniej nie wiedziałem ze mięsnie szyi pracują nawet przy ziewaniu… A ja od chwili wypadku nawet ziewnąć w pracy się boje, bo boli……..