Pan Zachara tu nie pracuje, on jest prezesem
Firma, w której pracuję, (bo ja wciąż utrzymuję, ze ja tam pracuję, a nie jak twierdził jeden z pracowników tłumacząc klientowi, który pytał o mnie: Pan Zachara tu nie pracuje, on jest prezesem) oprócz różnych dziwnych rzeczy jest w chwilach wolnych największym (i jedynym autoryzowanym) dystrybutorem szwajcarskich testerów płodności (nie testerów ciążowych, tylko płodności, różne sprawy). Nie będę opisywał, jak do tego doszło (teraz krypciocha: zapraszam na WWW.bioself.pl) , bo to inna historia, ważne, ze jest. A takowy tester, nie dość, że pokazuje kobiecie (mężczyźnie nie) dni płodne i te drugie, to jeszcze umożliwia zrobienie całorocznego wydruku cyklów miesięcznych przed wizytą lekarską, to jeszcze robi to w sposób zdalny, przez telefon.
Dzwoni się do nas, przykłada się w tester do słuchawki, u nas włącza się komputer i po chwili możemy albo wysłać klientce plik z wykresem do samodzielnego wydruku, lub drukuje się i wysyła pocztą.
Więc osoba zajmująca się tymi tematami postanowiła zrobić taki próbny wydruk i w tym celu dała sekretarce Bioself ™ , żeby ta z sekretariatu zadzwoniła na ten bioselfowy komputer…
A ja jednocześnie, nie wiedząc o tym, ze sekretarka jest zajęta, zaprosiłem ją do mnie (służbowo) do gabinetu.
I dalszy ciąg łatwo przewidzieć: do sekretariatu wchodzi klient, słychać z głębi firmy głos: Szef Cię prosi do gabinetu, a sekretarka już w ręce trzyma tester płodności….
Dobrze, że Żonie jeszcze nikt tej anegdotki nie opowiedział….