Users on-line: 1

Strona istnieje 4314 dni

Licznik Odwiedzin:
  • pampa
    pampa

Pampa- raz

 

Czy widzieliście kiedyś pampę – takie coś, o którym mówili nam w 7 klasie, gdy jeszcze chodziliście z niebieska tarczą? Nie? No to w takim razie, czy widzieliście Połoninę Caryńska w Bieszczadach? Tak? Aha. No to wyobraźcie sobie kilka tysięcy Połonin Caryńskich, tak od linii lasu w górę, spłaszczonych w skali 1:3 i porośniętych trawą pięć razy rzadziej. Już udało się? No to, co mówicie, że nie widzieliście nigdy pampy. To, co wyobraziliście sobie to właśnie pampa – widzieliście ją!!! Ale nigdy nie uwierzę a i nie przekonam Was, że czuliście pampę. Żeby ją poczuć – trzeba tam być! Trzeba przemierzać ją w pełnym słońcu, trzeba przemierzać ją w nieustannie wiejącym wietrze, trzeba oddychać czystym krystalicznym powietrzem, takim, że góry widziane ze szczytu pagórka a odległe o 200 km wydają się tak blisko, że prawie można ich dotknąć. Aby poczuć pampę trzeba jechać przez nią spokojnym stępem i chłonąć monotonię i poczucie zupełnego oderwania od cywilizacji. Możesz zawrócić konia w dowolną stronę i mieć pewność, że po przejechaniu całego dnia NIC wokół Ciebie się nie zmieni. Za kolejnym pagórkiem będzie kolejny, a dla nim dla wątpliwej odmiany następny. A góry te odległe o 200 km dalej będą od Ciebie na wyciągnięcie ręki....

Po takiej właśnie pampie jechaliśmy już konno piątą godzinę. Widok już nie fascynował, lecz męczył swą monotonnością. Dojechał do mnie Andrzej i: Nudno? -zagadnął- kiedyś jechałem przez tą pampę przez dwa tygodnie i po czterech dniach chciało mi się wyć z monotonni. Ale na piąty dzień zacząłem się wyciszać i poczułem tak niewysłowioną ulgę, że już chyba na zawsze zostałem jej więźniem- tak wolny jak w tym więzieniu monotonni nie czuję się nigdzie- ani w śniegach Syberii, ani w piaskach żadnej pustyni. Słuchałem Andrzeja, a jednak zastanawiałem się, co jest bardziej nudne –  ta piąta godzina konno na pampie czy 14 godzina w fotelu samolotu. Kurde, tam przynajmniej filmy puszczali...

Pod wieczór dojeżdżamy do estancji gdzie będzie pierwszy nocleg. Co prawda już kiedyś Andrzej był tu z taka ekipa jak nasza, ale oni do końca nie wiedzą co my za jedni. Pytają, kto my zacz:

           - Geolodzy?-         Nie – turyści!-         Czyli – wojskowi?-         Nie, turyści, jedziemy dla odpoczynku...-         E, coś bujacie, dla odpoczynku to się siada w cieniu, na własnej d.., a nie włóczy konno po słońcu...  

Na ognisko wieczorem przyjeżdża dziwny gość. Trzyma się trochę na uboczu, nie odzywa się, czasem tylko wychyli kubek wina. Dowiadujemy się, że mieszka on samotnie w głębi pampy, w małym schronie, od pół roku nie widział człowieka.

Zapada zmrok, ucicha wszechobecny wiatr, robi się zimno.

Mamy do wyboru – nocować na pampie lub wielogwiazdkowej noclegowni – konkretnie w szopie, przez której dach widać praktycznie wszystkie gwiazdy. Ponieważ z zapadającym zmrokiem zaczyna się robić chłodno, wybieram ten wielogwiazdkowy hotel.

Gdy już prawie usypiam słyszę przez dziurawą ścianę głos jednej z dziewcząt pytającą mieszkającego tu estancjera:

-Gdzie mogę pójść gdzieś za potrzebą tak, aby mnie nikt nie podglądał?-Trzy kilometry w dowolną stronę....
stat