Users on-line: 1

Strona istnieje 4314 dni

Licznik Odwiedzin:

Opuszczamy port lotniczy


Podjęto decyzję – na pozostałe 3 godziny, aż do świtu jedziemy do hotelu w stolicy Malediwów – w (albo „na”) wyspie Male. Wyspa ma wymiary ze 3km na 3km i jest chyba największą wyspą archipelagu. A jest tych wysp na Malediwach tak około 5 tysięcy. Wystaje ona nad powierzchnię oceanu w najwyższym punkcie tak z 1,5 metra i jest w całości zabudowana wieżowcami – od brzegu do brzegu, od ostatniego wieżowca do wody jest ok.5 metrów, zajęte przez ulicę. Odległości między wieżowcami to szerokość ulicy, gdzie dwa samochody się nie wyminą, jednokierunkowa. Przy ulicach nie ma knajp, barów, restauracji, wszystko to znajduje się na dachach budynków. Jedyne miejsce na wyspie gdzie nie ma wieżowca to stadion sportowy (nie da się go zrobić na dachu wieżowca), ale z maleńkimi tylko trybunami, bo przecież mecze doskonale można oglądać z dachów i okien okolicznych budynków.

O 4 rano dowożą nas do hotelu, obsługa rozwozi do pokojów bagaże, ale jak się okazuje w sposób dokładnie stochastyczny, gdzie i komu wygodniej. Ale nie ma to znaczenia, bo i tak za 2,5 godziny te same bagaże trzeba będzie znieść do holu na dalszą podróż. (Te bagaże to taka sama historia jak ta, gdzie ojciec protestuje pani przedszkolance, że wydali mu nie jego dziecko- A co za różnica, i tak pan je jutro przyprowadzi-odpowiada przedszkolanka)

W recepcji chcemy wymienić dolary na rupie malediwskie, ale chęć wymiany przechodzi po przeczytaniu wiszącej tam tablicy kursów walut: 1 USD=12,3 maledivian ruphia. Nie było w tym nic dziwnego, gdyby nie dopisek na dole tablicy kursów: Uprzejmie informujemy szanownych turystów, że na terenie Malediwów nasza narodowa waluta nie jest akceptowana. Wszystkie rozliczenia prowadzone są w dolarach amerykańskich.... 

Rankiem (czyli po dwóch godzinach snu i po śniadaniu na dachu hotelu) zawożą nas do portu odfajkowując jednocześnie punkt wycieczki pt: Zwiedzanie stolicy Malediwów – Male. Całe zwiedzanie trwa ok. 10 minut, przez okno samochodu (ruch lewostronny, ale nie ma to żadnego znaczenia, bo jak napisałem wszystkie ulice są jednokierunkowe) oglądamy wszystkie dwa zabytki (pierwszy to siedziba gubernatora, z 1920r, ale nie wolno się zatrzymywać, bo jesteśmy na muszce wystającego ze strzelnicy CKM-u, drugi to parlament z 1950r, ale nie wolno się zatrzymywać, bo jesteśmy na muszce wystającego ze strzelnicy CKM-u) i docieramy do portu. Czekamy na zaokrętowanie ( a właściwie na załodziowanie). Czas umilamy sobie obserwacjami. Część z nas przygląda się wielokolorowym ławicom ryb podpływającym do samego mola, część z dużym zainteresowaniem patrzy na pracownika portu, który szczoteczką do zębów czyści portowe barierki i relingi. Rzeczywiście, jest dosyć czysto... W końcu ładują nas na łódź motorową i po 6 godzinach nudnej jak flaki z olejem w sosie koperkowym (z nudów czytam wszystko co wchodzi w oczy: potwierdzenie ubezpieczenia łodzi motorowej, 60-cio miejscowej, napęd:2 silniki diesla, kwota ubezpieczenia 400 000 USD, brak ubezpieczenia na wypadek pożaru) i w większości przespanej podróży docieramy do naszego kurortu – wyspy KUREDU.

A jest to kurort luksusowy – bo posiada BASEN – ale o jego dobrodziejstwach to już opowie nasz ulubiony CIĄG DALSZY.....

 

*     *     *


stat