Users on-line: 1

Strona istnieje 4314 dni

Licznik Odwiedzin:
  • i znowu obok
    i znowu obok
  • tym razem koło Krzysia
    tym razem koło Krzysia
  • powiesze sobie nad łożkiem...
    powiesze sobie nad łożkiem...

O ostatnich zawodach na orientacje....

KUBUŚ PUCHATEK CHODZIŁ ZA KRZYSIEM, A I JA NIE GORSZY…

 

Domino, ostatni już start pucharowy, ja jak zwykle z Krzysiem Ligienzą. Będę starał mu się nie przeszkadzać najlepiej jak potrafię… Ba, nawet spróbuje pomagać. W myślach robie listę moich obowiązków:

- dostarczyć mu 2 piwa – załatwione

- chronić żeby nikt nie zapodał mu mocniejszych napojów dopingujących – załatwione

- przepytać, czy wziął karty startowe, bateryjki zapasowe, folie – załatwione

- zadbać o swoją latarkę i zapasowe bateryjki żeby nie opóźniać Krzysia – załatwione. A nawet plan przekroczony. Tym razem sprawdzam szczególnie uważnie, bo od tej nocki zależy czy Krzysiu zdobędzie Puchar, czy nie. Więc biorę moją latareczkę nagłowną, z którą lata temu startowałem, a teraz do łask wróciła, zapasowe akumulatorki do niej, latarę-szperacz do ręki, i na wszelki wypadek wracam jeszcze po miniaturową ledowa TIKKĘ XP. Zabranie latarki na dynamko (od Wysockiego) już uważam za przesadę….

No i startujemy, nocka ciemna, ale Krzysiu jak samochodzik małolitrażowy rwie… Ja za nim, ale coraz wolniej, bo ledwo widzę, bo najpierw pada w nagłownej  jeden komplet bateryjek, a potem akumulatorki … Krzysiu, wkurzony, że plątam się z tyłu, wypycha mnie do przodu. I nagle łapie mnie za ramie i wrzeszczy: STÓJ !

-Hmmm, niezdecydowany facet, najpierw mnie wypycha do przodu, a teraz zatrzymuje. O co mu chodzi??? – a Krzychu pokazuje mi leżącego przede mną  w dołku nad rzeką dzika, na którego w następnym kroku miałem stanąć… W wojsku takiego W TYŁ ZWROT nie zrobiłem jak teraz (może dlatego, że w wojsku nie byłem), ale i Krzyś nie był gorszy i już po chwili omijaliśmy dzika idąc drugim brzegiem rzeczki. Stamtąd dopiero odważyliśmy się poświecić na niego, chyba był ranny i dlatego nie uciekał, niemniej jakbym na niego wlazł to raczej zadowolony by nie był…. (w chwili gdy o mało  na niego nie wstąpiłem, dzik był średniej wielkości, tak że miałem prawo go nie zauważyć. Ale im więcej o nim opowiadam, to on za każdym razem jest większy i teraz sam sobie się dziwię, że taaaaakiego wielkiego bydlaka nie zauważyłem wcześniej)

Postanowiłem zmienić światło na lepsze. Sięgnąłem do kieszeni po petzlowską TIKKE XP ( ‘a 189 zł/szt.) – a tu okazało się ze zgubiłem…

Zostałem więc tylko ze szperaczem i staram się za Krzysiem nadążyć… Ale dalej nie najlepiej, bo zepsuł się w niej wyłącznik i świeciła tylko wtedy gdy kciukiem naciskałem go (wyłącznik, nie Krzysia) z całej siły i to świeciła tak, hmm, powiedzmy, iluzorycznie… A spróbujcie coś naciskać paluchem z całej siły dłużej niż 20 sekund. Pod koniec trasy to palucha spuchniętego miałem, już szedłem po omacku i byłem dla Krzysia tylko kulą (przez małe „k”) u nogi… Potykając się o korzenie i zapadając w błocku starałem się nadążyć…

Szukamy ostatniego punktu, nie znajdujemy… idziemy na metę, ostatni raz potykam się o korzeń i wywracam. Piszę „ostatni raz” bo pod wpływem upadku latarka upada na ziemię i włącza się świecąc całą mocą… I nie daje się wcale wyłączyć…    Robię to dopiero rozbierając ją na części i wydłubując baterie…

Ogólnie – klęska, bo Krzysia urządzało tylko zwycięstwo, ostatecznie on ląduje w Pucharze jako trzeci, a ja łapię się na szóstą pozycje. O 4 miejsca wyżej niż tamtego roku…. Czyli, jeśli tę dynamikę wzrostu o 4 pozycje rocznie utrzymam, to w przyszłym roku zostanę wicemistrzem , a za dwa lata będę minus trzeci…. Postaram się jeszcze te dwa sezony nadążać za Krzysiem, dostarczać mu piwa i chronić przed zakusami Packa, który złośliwie go z piersiówki pragnie częstować. Aha i bateryjek więcej będę zabierał i latarek sporszą ilościowo liczbę…..

 

stat