Users on-line: 1

Strona istnieje 4314 dni

Licznik Odwiedzin:
  • pomoc medyczna jest niezbedna
    pomoc medyczna jest niezbedna

nocna zmiana samby,,,

Karnawał w Brazylii to nie zupełnie to, co pokazują w telewizji. Zazwyczaj w TV są ukazywane nagie (w najlepszym razie –półnagie) czekoladowe panienki filmowane z żabiej perspektywy poruszające ponętnie biodrami. (Nic dziwnego, że Żona długo zastanawiała się czy mnie tu w ogóle puścić i co można by wytargować za taka zgodę. W końcu puściła mnie pod zwykłymi warunkami – nowe buty, torebka, nowe ciuchy  plus dodatkowo przyrzeczenie zachowania czystości złożone na piśmie). Natomiast karnawał w Rio to dwa osobne nurty – spontaniczna zabawa na ulicach, gdzie każda dzielnica, ba – każda wręcz ulica bawi się oddzielnie, gdzie w rytm doraźnie komponowanej muzyki tańczy się wszystko co palce na struny i ręce na skórę bębenków przyniosą: sambę, salsę, cza-czę, czy też swobodnego rockandrola. Dowolność zupełna! Natomiast to, co widać w telewizorni to jest to samba dokładnie reżyserowana, skanalizowana, coś takiego jak pochód 1-majowy, tylko lepiej, huczniej, kolorowej i ogólnie rzecz biorąc – dobrowolnie – zorganizowany. My dzisiaj wybieramy się na taka hybrydę – niby spontaniczne, ale jednak w jakiś sposób skanalizowany występ samby na wydzielonym placu. Podjeżdżamy w okolice sambodromu, tam opuszczamy autokar i za skromne 5 brudasów wchodzimy na plac. Przed wejściem, tak jak na mecz piłkarski zostajemy przepytani czy nie mamy jakiś niebezpiecznych narzędzi, nie wierzą mojemu słowu i jeszcze na wszelki wypadek rewidują mnie i już jesteśmy na placu. Ta rewizja to dosyć dokładna, nawet zgodna z dykteryjką opowiadaną sobie w Rio, jak to ochroniarz przed wejściem na taką imprezę przepytuje zagranicznego turystę:

- Ma Pan może przy sobie nóż?

 – Nie –odpowiada turysta

- A jakąś broń palną?

- Nie mam…

- A kastet, sprężynę z tapczanu, kij bejzbolowy?

-Nie, nie posiadam takich rzeczy….

Tu ochroniarz bierze butelkę, chwyta za szyjkę, rozbija denko, robi tzw. tulipana i wręcza turyście – Błagam pana, niech pan przynajmniej to weźmie …

 

Jesteśmy na imprezie zamkniętej, za biletami i odgrodzona płotem od reszty miasta, bo ponoć tu jest bezpieczniej. Przewodniczka Marta zdecydowanie odradza udział w karnawale ulicznym ze względu na nasze bezpieczeństwo. Tu jest przynajmniej jakaś ochrona, są patrole policji turystycznej (więcej o policji napiszę w opowiadaniu jak nas zwinięto za narkotyki), przynajmniej pozory bezpieczeństwa. Ale i tak radzono nam nie zabierać nawet tutaj drogich zegarków, biżuterii, gotówki większej niż 50 brudasów (zwanych tu potocznie realami, czyli w przeliczeniu na zielone to 20 USD). Impreza dopiero się rozkręca. Jest duża scena z dużymi głośnikami, kilkadziesiąt barów z piwem i trochę ludzi. Powoli przybywa nowych. W większości młode kobiety, mężczyzn jakby mniej.  Po chwili na placu jest już kilka tysięcy ludzi, muzyka coraz bardziej porywa do tańca. Tańczą wszyscy – dziewczyna o bardzo widocznej ciąży, chyba matka z na oko 10-letnią córką, starsza kobieta z równoletnim sobie partnerem, trzymające się za ręce 16-to latki. Nawet ja, chociaż mam drewniane ucho i jeszcze bardziej takowe nogi zaczynam podrygiwać. A po kolejnym piwie, którego tu wszyscy zużywają doprawdy mnóstwo zaczynam nawet lekko się gibać… Po północy przechodzi przelotny deszczyk, ale tak naprawdę nikt go nie zauważa. Wszyscy się bawią. Mimo, że jak twierdzi Marta „w czasie karnawału nikt nie należy do nikogo” zaraz znajdują się panienki, które najwyraźniej mają ochotę należeć do kogoś z naszej grupy gringos odcinającej się w tłumie wyraźnym brakiem opalenizny. Szczególną chęć należenia do kogoś z nas przejawia grupka panienek, której przewodzi bardzo (ale to naprawdę bardzo) skąpo ubrana pielęgniarka z wyraźnie zaznaczonym czerwonym krzyżem na czymś, co imituje biustonosz i figi. Gdyby nie czepek pielęgniarski nigdy byśmy nie przypuszczali, że ona pracuje w służbie zdrowia…. Czy ktoś z naszej grupy sobie kogoś przywłaszczył i kogo– niech to będzie naszą tajemnicą, której nie zdradzę nawet za duże pieniądze (niemniej, poważne oferty proszę kierować na adres: Maciej.Zachara@Quatro.pl). Muzyka nabiera mocy. Przesuwamy się w stronę sceny, ciągle podrygując. Zaczyna występować chyba ktoś znany, bo wszyscy (za wyjątkiem oczywiście nas) znają słowa piosenki i wyją nieprzytomnie głośno stepując i sambując bardzo entuzjastycznie. Gdy kolejna 120-to kilogramowa Brazylijka przestawia mnie swym biodrem o dobre parę metrów (w hokeju to się chyba nazywa że załatwiono go „bodiczkiem”) stwierdzam, że należy się zmywać aby ujść z życiem. Odnajduję grupę i wychodzimy z placu. Na ulicy jeszcze ciaśniej niż na występie – całe tłumy miejscowych, kłębiących się we wte i we wte, przepychają się wielobarwne postaci tych którzy skończyli na sambodromie swój występ, jeszcze nie przygotowani ci którzy dopiero mają wystąpić, no ścisk jak w autobusie do Boguchwały po 15-tej. Mnóstwo ulicznych sprzedawców, nie dziwie się tym, którzy o 3-ciej w nocy sprzedają piwo, napoje, grilowaną padlinę, kukurydzę. Ale sprzedawcy muszelek z plaży i zasuszonych rybek z Amazonki to już przesada….

W tym tłumie usiłujemy gonić Martę która sobie tylko znanymi ścieżkami prowadzi nas w stronę miejsca gdzie teoretycznie ma stać autokar Aby się nie pogubić w tłumie i trzymać się razem to tak jak przedszkolaki idziemy sznureczkiem trzymając jedną rękę na ramieniu poprzednika. Po drodze mijamy grupę ulicznych kuglarzy, takich sztukmistrzów demonstrujących różne sztuki. Nawet byśmy się nie zorientowali, że są to adepci sztuki uprawianej przez Davida Cooperfielda, gdyby nie to, że po przejściu obok nich zniknęły nasze zegarki…..

 

  • ico
stat