Users on-line: 1

Strona istnieje 4314 dni

Licznik Odwiedzin:
  • mistrzuniu, garniaczek na jutro
    mistrzuniu, garniaczek na jutro
  • i to markowy poproszę
    i to markowy poproszę
  • ostatnia szansa- zegareczek do kosza wrzucić
    ostatnia szansa- zegareczek do kosza wrzucić

Mistrzuniu, garniturek na jutro przydałby się, fersztejen?

Garnitur na miarę miałem uszyty jak szedłem do pierwszej komunii. Wydaje mi się, że z niego już trochę wyrosłem. Więc jak przechodziliśmy obok szopy z angielskim napisem TAILOR i Pawełek pytająco przekrzywił głowę- zrozumiałem od razu – zamówimy sobie po garniturze na miarę (nie należy wyciągać wniosku że dopiero teraz do drugiej komunii zamierzam iść). Weszliśmy do Pana Krawca i wyznaliśmy: Mistrzuniu, garniturek na jutro przydałby się, fersztejen? 

Pan Krawiec  powiedział, że on wszystko fersztejen, wybraliśmy materiał, ustaliliśmy cenę, krawiec wziął z nas miarę i umówiliśmy się na przymiarkę.

W czasie przymiarki mieliśmy też podjąć ostateczną decyzje, jakiej marki mają być te nasze garnitury. Pan Krawiec  pokazał nam stosowne metki: do wyboru były wszelkie światowe marki: ja miałem ochotę na garnitur od Armaniego, Pawełek skłaniał się ku czemuś bardziej ekstrawanckiemu. I kiedy już zdecydował się na Cavina Kleina mistrz igły dopisał do rachunku odpowiednia kwotę za markowość garnituru. Jak zobaczyliśmy, że markowe garnitury za dopłatą,  to jednak zdecydowaliśmy się na zwykłe garnitury, nawet bez metki „made In Thailand”.

Ale za to, jeśli chodzi o zegarki, to Pawełek tak łatwo nie odpuścił. Na targowicy zakupił wspaniały chronometr. Popatrz – machał mi nim przed oczyma – w Szwajcarii kosztuje 6 tysięcy euro, a ja tu go za 60 zł kupiłem! I to nie jeden kupiłem, ale cztery takie! J

akoś nie bardzo dawałem wiarę w tak okazyjny zakup, ale rzeczywiście taką kasę mój współtowarzysz za zegarek dał. Dumnie założył na rękę i ostentacyjnie z nim się obnosił. Do czasu, aż poszedł umyć kończyny górne pod kranem. I musze przyznać, że mimo trzymania ręki pod bieżącą wodą, zegarek nie stracił nic ze swej podstawowej funkcji – konkretnie, nadal wyglądał jakby był oryginalny. Co prawda przestał pełnić tak pomocniczą funkcję jak wskazywanie czasu, ale wciąż wyglądał wspaniale. Nie wiem, dlaczego Pawłowi przeszkadzało, że wskazówki czasomierza stoją nieruchomo (jakby tak dokładnie się temu przyjrzeć, to przecież dwa razy na dobę ten zegarek wskazywał właściwy czas), niemniej postanowił zainwestować kolejna kasę w kolejny chronometr. Tym razem wyłożył równowartość 120 zł. I co powiecie? –poddany jak średniowieczne czarownice próbie wody (czyli po umyciu rąk  ) zegarek wyszedł z niej bez szwanku – nadal działał i czas wskazywał. Przynajmniej do wieczora. Rano już nie chodził. Okazało się, żeby działał, to trzeba go co cztery godziny nakręcać. Zaproponowałem koledze, żeby kupił sobie jeszcze budzik do kompletu i nastawiał w nocy na budzenie na dwunastą i potem na czwartą, aby zdążyć ten na ręce nakręcać, ale dowiedziałem się ze jestem idiota.  Do tematu zegarków jeszcze wróciliśmy,  gdy na lotnisku Paweł zobaczył tablicę że „wwożenie do krajów europejskich podróbek przedmiotów jest przestępstwem” .  Zapytał wtedy z lekka obawą, czy kupienie bardzo tanio oryginałów też jest przestępstwem i czy on musi się na zegarkach znać, czy sa prawdziwe i zaczął sobie pod nosem, cichutko ćwiczyć okrzyk: Ło Jezu, oszuuuuuukali mnieeeeeee!!!!

Ale nie on jeden wyszedł tak średnio na szwajcarskich zegarkach. Do jednego z naszych zadzwoniła małżonka z Polski i zaczęła mu tłumaczyć, podróbkę jakiego zegarka ma jej kupić. I tłumaczyła i tłumaczyła. A kumpel sobie potem wyliczył, że przy cenie rozmowy z kraju do Tajlandii wynoszącej 10 zł za minutę, to ta wydana na rozmowę kwota była niewiele mniejsza od ceny oryginału….

 

stat