Jak wiadomo mam głupie pomysły. Historia z batonem Kwaśniewskim niczego mnie nie nauczyła. Byłem na bankiecie z Gruzinami, którzy przyjechali z rewizytą do Polski.

Siedzimy przy stole z gubernatorem B., napoje się sączą i gubernator pyta siedzącego obok mnie qmpla, kiedy rozpocznie planowany interes z importem win z Gruzji. Więc Rysiu odpowiada, że musi wszystko jeszcze dokładnie przeanalizować, bo otrzymanie koncesji na import alkoholu kosztuje 20 tys. dolarów. A ja, będąc już lekko w dobrym nastroju, dodałem że te 20 tys USD jest to jak by nie patrzeć całe dwa dni Rysia pracy. Oczywiście tłumacz przetłumaczył wszystko razem z moją nie najmądrzejszą dopowiedzią i od tej chwili gubernator z wielkim szacunkiem przyglądał się Rysiowi i ignorując marszałka i innych oficjeli przepijał tylko do Rysia......

***

W trakcie rewizyty w Polsce pokazywano gościom z Gruzji różniste miejsca, w tym fermę ptactwa. Gubernator B. zatrzymał się przed bażantami, wzrok mu się rozmarzył i westchnął: widziałem te ptaki na starych rycinach.... Przyciśnięty do muru wyznał, że te wspaniałe ptaki były kiedyś narodowymi ptakami – niemalże symbolem Gruzji, coś tak jak dla Polaków orły, a teraz już w Gruzji ich nie ma.

Gubernator skromnie spuścił oczęta: Wiecie, symbol- symbolem, ale jeść trzeba......

Marszałek więc stanął na wysokości zadania, za własne pieniądze kupił dwie pary bażantów i podarował je gubernatorowi. Gubernator bardzo się ucieszył- widać to było po nim.

W ciągu 24godzin załatwiono wszystkie niezbędne formalności i włodarz wielkiej prowincji Kalacheti dźwigając klatki z bażantami wyjechał do Gruzji.

Po czterech dniach rozmowa międzynarodowa- dzwoni przerażony Gubernator B.