- dopiero świt, lilie rozwiną sie w południe
- cały stawek....
- dopiero jak zapłaciliśmy za wstęp napuszczono wody do trzeciego basenu
- może mu powiedzieć że akurat w tym basenie nie ma wody?
- rodzinka rumuńska na pikniku
jeszcze się nie zaczeło, a już jest fajnie...
Turniej odbywa się we miejscowości wypoczynkowej Baile 1 Maje. Stare uzdrowisko z wodami termalnymi. My mieszkamy w hotelu położonym na granicy rezerwatu przyrody założonego jeszcze w 1927 roku. Rezerwatem jest jeziorko z endemicznymi ciepłolubnymi liliami NYMFAcośtam, które się otwierają w południe, gdy temperatura wody w jeziorku osiąga 34 stopnie (ponoć lilie służą pobliskiemu zakładowi wyrobu termometrów do kalibrowania produkcji: lilia się otwiera- znaczy jest 34 stopnie) jest tu jakiś ciepłolubny ślimak (chyba z tych ślimaków wywodzi się obsługa kuchni hotelowej) i jeszcze jakaś rybka, która w tej wodzie żyje. W rybkę akurat nie wierzę, bo jak znam życie to miejscowe cygany dawno by ją zżarły, ale jeśli nawet nie zdążyliby to sama by zdechła w puszkach, butelkach i innych śmieciach w rym rezerwatowym jeziorku). Ale jest fajnie- uzdrowisko posiada kąpielisko z 8 basenami. Co prawda napełnione było tylko 2, ale jak nasza grupa przyszła i zapłaciła za bilet to uznali że zaczyna się ruch w interesie i napełnili trzeci… Ogólnie widać, ze szybko się infrastruktura buduje… Uzdrowisko odwiedzają liczni turyści. Przed basenem parkuje taxówka (zaprzężona w dwa konie i jest w niej nawet ławka do siedzenia).
Podobnymi pojazdami „do wód” przyjeżdżają miejscowi.
Zajeżdża wóz zaprzężony w konika, gromadka rumuniątek wysypuje się z niego, ojciec rodziny odwiesza kapelusz i odkłada bat, matka wyciąga kobiałkę z wiktuałami i rozpoczynają wypoczynek. Przyznam, ze miło się na to spogląda…
I w tej sielskiej atmosferze zaczyna się nasz turniej. Jest odprawa techniczna i zostaje zaprzęgnięty do pracy. Sporym ułatwieniem w tym zajęciu jest wspomożenie tłumaczy sprzętem ułatwiającym pracę. Konkretnie polano mi i szefowi ekipy po szklance Ballantines’a i pół szklanki pepsi (pepsi jest droga i trzeba oszczędzać) i poproszono o pytania.
Szefu pyta , a ja tłumaczę:
Szefu:- Czy bramkarz może łapać rękami piłkę od swojego zawodnika ?
Ja: Can the goal-keeper (etc…)
Szefu: - W jaki sposób wykonywany jest rzut z autu?
Ja: How can we (etc….)
Szef: Kto, do diabła, tak naprawdę zabił Ceausescu?
Ja: Who, to the hell – (i tu już nie nastąpiło żadne et cetera, bo dotarła do mnie treść pytania i mnie zatkało i zamilkłem ) - widać ze wspomaganie tłumaczenia działało nie tylko na mnie, ale i szefu ekipy złapał dobry humor
Zamilkłem, wszyscy patrzą na mnie szef ekipy skręca się ze śmiechu, a ja stoję czerwony i wydukałem, ze odpowiedź jest mi znana i nie potrzebujemy wyjaśnień w stosunku do podniesionej przez kierownika kwestii…
Na odprawie było wysokiej rangi przedstawicielstwo gospodarzy. Przyjechał po nich mundurowy kierowca żeby ich odwieźć. Wszedł na salę i zobaczył pół butelki niedopitego Ballantines’a. Spojrzał błagalnie na swojego szefa, ten kiwną głową przyzwalająco, kierowca walnął na chybcika 2 razy po pół szklaneczki (trochę tu koloryzuję, -naprawdę to po ćwierć szklaneczki)-bez przepitki – i pojechali…