Jesteśmy na Malediwach
Godzina 3 rano. Lądujemy w porcie lotniczym na wysepce, gdzie nie ma nic. Tylko pas startowy, budynek dworca , przystań dla łodzi. I nic więcej. W temperaturze +27C, o trzeciej rano, styczeń, czekamy w kolejce do odprawy celnej. Rozdają nam informacje o tym, czego nie wolno wwozić na Malediwy.
A tu następuje:
1) NARKOTYKI – za posiadanie narkotyków grozi KARA ŚMIERCI. – robię szybko w myślach przegląd mojego bagażu i zdecydowanie wyrzucam z podręcznej apteczki pokruszoną aspirynę – lepiej nie ryzykować, tym bardziej że jedne z drzwi obok celnika wyglądają tak jakby prowadziły wprost do komory straceń....
2) ALKOHOL – ponieważ nic nie piszą o natychmiastowym rozstrzelaniu postanawiam zaryzykować z tą butelką w bagażu
3) PORNOGRAFIA – dzisiaj akurat nie mam przy sobie nic takiego, więc jestem tu spokojny
4) PRZEDMIOTY KULTU RELIGIJNEGO – i tu zaczynają się schody – widzę, że do tego punktu podchodzą dosyć poważnie. Sprawdzają nawet czy na szyjach nie ma zawieszonych medalików i krzyżyków!!!!
5) WIEPRZOWINA – nie po to, kurde, jadę na wycieczkę z pełnym wyżywieniem, aby jeszcze wieźć z sobą wieprzowinę
6) PSY – bardzo mnie ciekawi czy rzeczony zakaz dotyczy również psiny – i przez analogie – jak nie wolno wwozić wieprzowiny to czy wolno z kolei wwozić wieprze? – ale nie ma nikogo kto by mnie to bliżej wyjaśnił
Zbliża się moja kolej. Urzędnik przepytuje, czy zapoznałem się z ulotką, czy rozumiem jej treść i czy mam przy sobie cokolwiek z zabronionych przedmiotów. Zaprzeczam, ale już wiem, że jestem na przegranej pozycji. Wszystkie bez wyjątku bagaże są prześwietlane, a wprawne oko celnika bez trudu wyłapuje zachomikowaną wśród puszek coli butelkę araku. Tłumaczę, że to napój energetyczny, ale podlega on oddaniu do depozytu. Z pokwitowania wynika, że mogę ją odebrać przy wyjeździe za kwotę 25 rupii malediwskich. (kwota ta przekracza wartość zdeponowanej butelki, ale jak to się skończyło to już w innym odcinku).
Przeszedłem przez cło, ale za mną odbywają się ciekawe sceny, zupełnie niespodziewanie- na gruncie religijnym. Otóż, gdy byliśmy na Cejlonie to jako pamiątki kilka osób kupiło sobie statuetki Buddy. I te właśnie statuetki zostały potraktowane jako zabronione na Malediwach symbole religijne.
W jednym z bagaży X-RAY wyłapuje podejrzany kształt. –
Celnik (C) – pyta – Co to jest?
Przerażony wycieczkowicz (PW) – statuetka Buddy !-C – Sorry, zabieramy do depozytuPrzy następnym:
C – Co to jest?
PW – statuetka
C – What statuetka?PW – Budda......C – Sorry, zabieramy do depozytu
I tak jeszcze ze dwóch, aż doszli do Adriana, który nie tylko z nie jednego pieca chleb jadł, ale wręcz go pożerał
C – Co to jest?
Adrian (A) – statuetka
C – What statuetka?A – Mr. Jones....C – Who is mister Jones?A – Mój sąsiad....
C – pokazać.... Ale to przecież jest Budda!!!
A – nie, to Mr. Jones!!!!
C – no to czego to wozisz ze sobą, ha?A – no bo kiedyś rankiem sąsiad wyszedł na balkon, usiadł w takiej fajnej pozie, tak mi się to spodobało, że go sobie wyrzeźbiłem i od tej chwili zawsze wożę go ze sobą....Zawołano starszego zmiany – no bo przecież Buddy wwozić nie można, ale odnośnie Mr. Jonesa nie ma takich obostrzeń....
Kolejna wymiana zdań, już pomiędzy Adrianem a Szefem celników (SC)
SC – ja wyraźnie widzę, że jest to Budda!!!!!
A – (spokojnie) – nie wykluczam faktu, że mój sąsiad jest w jakiś sposób podobny do Buddy, ale dalej nie zmienia to postaci rzeczy ze jest to Mr. Jones....
I po dłuższej już chwili Adrian jednak przegrał – statuetkę zabrano do depozytu.
Ale przegrał tak nie do końca- na potwierdzeniu widniało: przedmiot depozytu – Statuetka Mister Jonesa !!!
W końcu opuszczamy halę dworca lotniczego. I tu dalsze jaja – okazuje się że nie możemy pojechać do naszego kurortu – na terenie Malediwów obowiązuje turystów zakaz przemieszczania się w nocy. Mamy jedynie do wyboru – siedzieć przed dworcem (na wyspie nie ma nic więcej) albo na resztę nocki (jest 4 rano) udać się na sąsiednią wyspę do hotelu. Czekamy na decyzję.
- Napijesz się? –pyta Krzysiu podając mi cały czas trzymany w ręku karton soku.
- Tak –odpowiadam, piję łyka i krztuszę się – w kartonie trzymanym w ręku przy celniku Krzyś przewiózł jako jedyny z naszej grupy zabroniony tu alkohol – nasz żelazny zapas na czarną godzinę!
- Krzysiu, jesteś wielki – wyszeptałem-uratowałeś HONOR POLAKA
* * *