Users on-line: 1

Strona istnieje 4314 dni

Licznik Odwiedzin:
  • fawele ze wzgórza
    fawele ze wzgórza

Jak Krzyś o mało nie skończył w dzielnicy nędzy.


Po sutym obiadku poczuliśmy się już gotowi spojrzeć w oczy głodowi i nędzy. Przed restauracją czekały już dwa wynajęte mikrobusy z miejscowymi przewodnikami, którzy mieli nas zawieźć na zwiedzanie faweli – bo fawelami zwą tu te dzielnice, które w krajach arabskich są określane jako slumsy. Jest ich tu ponad 600 i zamieszkuje je 1 200 000 ludzi z 6 milionów obywateli Rio. Jak nas przewodnik informuje to pierwsza fawela powstała ponad 100 lat temu. Nie dziwi mnie to, bo chyba wcześniej to, w czym ludzie mieszkali to były same fawele. Najpierw jedziemy zwiedzić Vila Canoas – malutką fawelę z 2 500 ludzi. Jest to pokazowa fawela udostępniona dla turystów. Mafia pilnuje, aby było bezpiecznie, bo jak turyści gdzieś muszą łazić to niech sobie tu przyłażą i nie szwendają się gdzie indziej, bo z tego same tylko kłopoty. W ogóle, w fawelach rządzi mafia. Ona decyduje, co można a co nie można. I jak ma być tutaj bezpiecznie to jest. Przewodnik opowiada, że jak w tamtym roku rano pokazał się w okolicy handlarz narkotyków to wieczorem już w betonowych bucikach pływał w zatoce. Zatrzymujemy busik na ulicy i dalej już na piechtę. Wchodzimy między budynki idąc przez ulice tak szerokie, że momentami łokcie trzeba trzymać przy sobie, aby ich nie poobcierać. Schodkami w górę i w dół. Labirynt uliczek (a raczej ciasnych przejść) w których tylko przewodnicy się orientują. W pewnym momencie słychać dziwny szum. To przez piwnice domów przelewa się odkryty ściek służący tu za kanalizację. Przytykamy nosy i idziemy dalej. Pootwierane drzwi do mieszkań wychodzą wprost na zewnątrz. Zaglądamy ciekawie zapuszczając żurawia. Typowe mieszkanie ma wymiary 5x5m i na tej powierzchni mieści się kuchnia, łazienka i sypialnia dla całej rodziny. Kurde, niektórzy z nas mają łazienki większe od takiego mieszkania… W jednym z mieszkań widzimy, że na dzień przekształca się ono w salon fryzjerski i jeszcze galerię obrazów. A obok sklep. Na powierzchni typowego mieszkania widzimy to, co w Polsce określa się jako „szwarc, mydło i powidło”. Z tym, że do tych towarów dochodzą jeszcze farby, lakiery, ogórki konserwowe, dodatkowo na gazowej kuchence sprzedawca gotuje posiłki dla klientów i jeszcze zmieściła się lada barowa do tego jedzenia i służąca też do wyszynku. Gospodarz zaprasza na jednego. Być w slumsach i się nie odkazić? – mowy nie ma! – Walimy ze szklanki bardzo wielorazowego użytku po setce cachasy- takiego bimbru z trzciny cukrowej – mając nadzieje, że jest na tyle mocny, że odkaża szklankę po poprzednich klientach. Nawet niedrogo – koszt setki cachasy w faweli z miejscową obsługą – jeden brudas. O tym, że jest to pokazowa fawela świadczy ściana z napisami „Witamy” w wielu językach – po polsku w samym rogu na górze.

Idziemy dalej krętym wielopoziomowym labiryntem. Napotykamy pokrytą rysunkami ścianę – przedstawia ona karykatury znanych Brazylijczyków wywodzących się z faweli – głównie piłkarze (przynajmniej kojarzymy, kto to jest) i jacyś politycy (nie mamy zielonego pojęcia, kto to taki). Wychodzimy z zaułków. Wsiadamy do busika i okazuje się, że wcięło nam Krzysia. Czekamy chwilę i zaczynamy się lekko niepokoić. Ktoś sobie przypomina, że przed chwilą widział jak miejscowi rozpalali wielkiego grilla… Ktoś inny wyznaje, że widział tubylca wieszającego plakat informujący o wielkiej obniżce skóry na bębenki… Łączymy to ze zniknięciem naszego kolegi… Łza mi się w oku zaczyna kręcić i zaczynam już wspominać wszystko, co dobrego spotkało mnie ze strony Krzysia w czasie naszych wspólnych wojaży (trudno mi było sobie za wiele przypomnieć, niemniej się starałem), kiedy przewodnik informuje, że znaleziono zgubę- Krzyś tak się zasiedział przy cachasie za jednego brudasa setka, że nie zauważył, kiedy nasza grupa odeszła i że kontynuuje zwiedzanie z załogą drugiego busa. Dopiero, gdy zabrakło dla niego miejsca siedzącego w pojeździe – dało mu to do myślenia! Odbieramy naszego qmpla i jedziemy do największej w tym mieście 60-cio tysięcznej faweli Hossinia. Tu już nie jest tak sympatycznie jak w poprzedniej. Przed wjazdem na jej teren kierowca wyłącza klimę i prosi o otwarcie okien. Siedzenie w samochodzie za zamkniętymi szybami mogłoby sprawiać wrażenie, że pragniemy się od mieszkańców odseparować i mogłyby polecieć kamienie…. W końcu stajemy, przewodnik prosi o szczególną ostrożność przy przechodzeniu przez ulice, bo nie ma tu zwyczaju hamowania dla przechodniów, wchodzimy na dach jednej chałupy i przewodnik opowiada ciekawostki o mafii, o systemie latawcowym. Jak dzieci na wzgórzu puszczają białego latawca to wszyscy widzą i wiedzą, że przyszła nowa dostawa kokainy, zielonego- jest marycha, czerwony – obława policyjna, chwilowy brak towaru. Chcemy porobić parę zdjęć. Przewodnik pokazuje, w którą stronę można fotografować. Widok w dół – proszę bardzo!, widok w lewo- OK., ale tylko do poczty, dalej nie wolno. Przy poczcie stoi dealer i uwiecznianie go może się źle skończyć. I w ogóle oddalanie się samotnie od grupy może się źle skończyć…


stat