Jacuś - ja cóś nie pojąłem !
W sobotę startowałem w nocnej imprezie na orientację. Jakby kto nie wiedział, to takie łażenie z mapą po lesie i szukanie miejsc zwanych punktami kontrolnymi… Na starcie dostajemy materiały: mapę i kartkę z opisem trasy. Przed nami startuje kolega Jacek, emeryt od lat już chyba dwudziestu, ale taki sprawnawy jeszcze. Jacuś bierze od organizatora mapę i wydruk z opisem trasy, zabiera się za czytanie. Ja biorę swoje materiały, mijam stojącego Jacka, ten zatrzymuje mnie, podnosi wzrok znad opisu i pyta: Rozumiesz coś z tego???
Patrzę zdumiony: A co tu do rozumienia? Wszystko przecież, kurde, jasne!
Ten opuścił głowę nad kartkę, zaczął się dalej wczytywać ze zdwojona intensywnością, a potem jakoś dziwnie się do nas przykleił na trasie, poznać, że nie może złapać przyczepności z terenem. Wlecze się za nami i widać że wciąż opis analizuje, kalkuluje i ciężko mu jakoś w terenie nawiązać …. W końcu, po 15 minutach walki się poddaje, chowa honor do kieszeni i pewnym wstydem wyznaje, ze on jakoś ciężkawo myśli i żeby mu wytłumaczyć idee tej trasy. Spoglądam na niego zdumiony, boć przecież Jacek już trzecie zęby (mleczaki, stałe, a proteza też już pewnie nietęga) na orientacji zjadł… Żal mi się go robi i chce mu wytłumaczyć, jak powiązać opis trasy z mapą. Ale sam głupieję: Jacek zamiast opisu trasy dostał kartkę z próbnym wydrukiem okładki do naszego orientalistycznego pisemka i od pół godziny próbuje jakoś dopasować ten wydruk z gazety do mapy. A że pismo tematycznie podobne, zaczyna się od wstępniaka: „Drodzy koledzy zawodnicy” i jeszcze ma sporo fotek obrazujących wygląd punktów kontrolnych to nie dziwmy się ze Jacuś łaził i mruczał: Ja cóś tutaj nie rozumiem….
I w trosce o większe zrozumienie siebie wzajemne i materiałów startowych – wszystkich pozdrawiam
Maciek