- MAXITRAMWAJ - czekamy aż myśliwe nas przepuszczą..
- lubie jak wszyscy zgubią sie w lesie, nie tylko ja
Ja i Krzyś jako ruchome cele....
Radzyń…. Pod względem orientalistycznym kojarzy mi się bardzo dobrze.. Startowałem tu kiedyś, jeszcze z Jasiem Damerem, jak Krzysia Ligienzy jeszcze nie znałem. I dobrze mi się kojarzy, nie dlatego że nie znałem Krzysia, tylko dlatego że dostałem tam wtedy czarną koszulkę z napisem MiKowMaNO (nazwa zawodów) i mimo upływu chyba już ze 6-ciu, 7-miu lat koszulka nadal mi służy, ani nie wyblakła (czyżby Żona odrzuciła przy praniu „ZWYKŁY PROSZEK” i zaczęła używać OMO do kolorów????) ani nie rozciągnęła się, ani nie zbiegła.
I w tym roku pomyślałem sobie, że jeśli radzynianie nadal robią zawody tak solidnie, jak kiedyś koszulki, to pojadę i na pewno będę imprezę pamiętał tak długo jak długo koszulkę noszę…
I o ile Alzheimer nie porobi spustoszenia w moim mózgu (bo mam! - nie Alzheimera, tylko mózg) to rzeczywiście długo wspominał będę, bo było wesoło, czyli fajnie.
Nie będę się rozpisywał jak na etapie nr 1, trudnościowo to dla dzieci raczkujących daliśmy z Krzysiem plamę szukając łatwej jedynki ze startu przez 30 minut (a całego limitu było 90 min), skupię się na etapie nr 2.
Drugi etap był tak, dla Krzysia w sam raz. Oznacza to, że ja nie miałem pojęcia, o co chodzi, ale widząc, że Krzyś śmiałym krokiemw las idzie potupałem za nim. Stramwailismy się z Socho-Sikorami i Trocha-Packami i jako motorniczy poprowadziliśmy mały tramwaik, mijając szalonym pędem inne tramwaiki i półtramwaiki. I szło dobrze…. Do czasu. Już zacząłem roić sny o potędze (czyli, że metę odnajdziemy), kiedy nagle na drodze stanął facet wymachujący rękami i pokazujący żeby być cicho. Zachowywał się lekko niepoczytalnie, ale nie wypadało go zignorować, bo z szaleńcami, szczególnie takimi, co w rekach trzymają strzelbę trzeba ostrożnie….
Co się okazało: POLOWANIE. Dalej iść nie można, bo ubiją…. A ja nie sprawdziłem czy w mojej polisie jest zapis o śmierci na pomiędzy linia myśliwych i nagonką…
Więc stoimy, dołącza do nas coraz więcej osób, zawody tracą sens… Nawet jak ruszymy, to takiego tramwaju w życiu nie widziałem.
Myśliwi kończą czatowanie, i zaczyna się przepychanka z nimi Kto-Jest-Nie-Na-Swoim-Terenie. My twierdzimy, że impreza zgłoszona do nadleśnictwa, więc jesteśmy w prawie tu przebywać, a myśliwi twierdzą, że mają tu zaplanowane mordowanie zwierzyny płowej i też mają prawo tu być… I w końcu jeden z nich wpada na inny koncept:
A może WY nie jesteście na właściwym miejscu???? - pokażcie na mapie gdzie według WAS jesteście!!!
Więc Marek Pacek pokazał mu naszą mapę (opis mapy: elipsy, współśrodkowe, wycięto, przesunięto, odwrócono, zlustrowano i pozamieniano miejscami)
– O, MY tu jesteśmy, a gdzie według was, WY jesteście?
Myśliwy wziął mapę (że przypomnę: elipsy współśrodkowe, wycięte, przesunięte, obrócone i zlustrowane) do ręki, popatrzył, odwrócił o 90stopni, znów o 90 i jeszcze raz o tyle samo, popatrzył na drugą stronę i powiedział: (cytuję:):
- eeeeeee, no tak, eeeee, my też chyba tutaj…..- znaczy, teraz pójdziecie w prawo czy w lewo?????
Poczem oddał mapę i z resztą kolegów zniknęli, bo chyba do końca tak czystego sumienia nie mieli…
Etap anulowano, odrobienie strat musieliśmy z Krzysiem na nockę odłożyć.
A na nocce to Leszek (nie dość, że Herman, to jeszcze Iżycki) zaiwania samotnie po lesie, bo jak to on ma w zwyczaju, własny wariant trasy opracował, i nagle patrzy: a przed nim facet z fuzją stoi.
Jak wszyscy wiemy, to Leszek spokojnym człowiekiem jest, ale tu już nie wytrzymał. Dopadł gościa i wiązaneczkę mu sprzedał. A w tej wiązance było o tym, że nie dość, że w dzień nam myśliwi przeszkodzili w zawodach, to jeszcze w nocy im nie dość, umiaru nie znają. Wytłumaczył gościowi, żeby spierdz..lał z lasu i to jeszcze w podskokach, bo on ma tych, co przeszkadzają w imprezie powyżej dziurek w nosie…
Gość zdębiał, ale przeprosił, że już się zmywa i zniknął z ciemnościach nocnych. I dopiero po dłuższej chwili Leszek uświadomił sobie, że tak właściwie to opierdzielił … KŁUSOWNIKA