Users on-line: 1

Strona istnieje 4314 dni

Licznik Odwiedzin:



 Wypisz
  • ..po błocku skisłym... nie za szybko, kroki drobiąc..
    ..po błocku skisłym... nie za szybko, kroki drobiąc..
  • na scianie, góra -dół, góra-dół...
    na scianie, góra -dół, góra-dół...
  • frez skrawający - organ - na ścianie
    frez skrawający - organ - na ścianie
  • chodnik zasypany niepalnym pyłem, w razie (tfu) pożaru
    chodnik zasypany niepalnym pyłem, w razie (tfu) pożaru

Do kopalni skierował mnie naród mój (7.12.2009)

Kurde, jak się zakłada onuce?

Bo jak się zakłada kalesony i gumiaki to wiem. Wiem też jak się wdziewa kombinezon roboczy, z kaskiem górniczym i lampą nie ma też kłopotów.  Z użytkowania indywidualnego aparatu ratunkowego będzie jeszcze przeszkolenie, z BHP już było. Natomiast jak się zakłada onuce to nie wiem i instruktażu też brak…. Ostatecznie podglądam jak onuce zawija facet, z którym dzielę szatnię, zakładam mniej-więcej podobnie (była taka piosenka wojskowa: onuco, moja onuco, rozwijaj się!) i idziemy na markownię.  Wydają nam aparaty tlenowe, wydają nam marki (dziś już w formie karty magnetycznej) żeby jakby co, nasze ciała było po czym zidentyfikować, odbijamy je. Sztygar patrzy na nas i mówi: ostatnia możliwość, żeby się wycofać….

Nikt się nie wyłamuje, więc schodzimy pod szyb. Dwa dzwonki. Otwiera się klatka… wchodzimy… zjeżdżamy pod opieką górników na poranną szychtę do kopalni, godzina 6.30, poziom 550m….

Klatka górnicza (po polsku: winda) ma 4 poziomy. Wchodzimy po kilka osób, nisko trzeba już się schylać. Każdy z górników po wejściu do klatki robi znak krzyża – jedna z kobiet odczytuje to jako zapowiedź, ze już pewnie nie wrócimy i delikatnie na ten widok blednie… Górnik widząc jej niepewność stara się jej jakoś dopomóc: pokazuje na taką poręcz pod sufitem windy: Niech się pani tego przytrzyma, na zakrętach będzie trochę rzucało….

Kobieta chwyta się rury kurczowo i winda rusza…

Pół kilometra pod ziemią zatrzymujemy się. Wsiadamy do wagoników i stłoczeni jedziemy. I na tym kończą się wygody. Bo teraz to trzeba na ścianę iść. W błocku, w szlamie, w ciapie-rapie… Schylony, po śliskim lub też grząskim. Zazdroszczę koleżance wzrostu, a właściwie jego mniejszej ilości. Ja ciągle walę łbem o strop, o wystające z niego ożebrowanie…  Przechodzimy nad transporterem po zbitym z trzech desek rusztowaniu. Dalej żałuję, że względnie wysoki jestem. Dochodzimy na ściane. Długie toto na 200 metrów… na szerokości 30 metrów strop podpierają siłowniki, a z przodu frez kombajnu, wszystko to w totalnych ciemnościach, z unoszącymi się resztkami pyłu…. Resztkami, bo teraz to konserwacja, a gdy frez działa to kurzu tyle, ze górnik górnika nie widzi z odległości 2 metrów…

Przestrzegano: poczujesz drgania, usłyszysz nagły trzask, poczujesz nagły ciężar na całym ciele i to ostatnia rzecz, jaka poczujesz – to się nazywa tąpnięcie od stągu, najgorsze z tąpnięć….

I słyszę trzask pękających belek i czekam na ból ciężaru na całym ciele… ale to tylko jest przesuwany jeden z siłowników podtrzymujących strop. Miażdży na papier dwudziestocentymetrowej grubości belkę spod sufitu… Niewyobrażalna siła… Idziemy wzdłuż tej ściany. Na chwile włączają kombajn i ciemność wypełnia się gwizdem, hałasem, kurzem… Idziemy wzdłuż tej ściany krok w górę, krok w dół, krok w górę, krok w dół… po 50-ciu metrach jestem spocony jak szczur… Kalesony, od początku za krótkie, mam na wysokości kolan i łatwo się nie idzie.. Koleżanka też narzeka na rozmiar kalesonów..

Zdumiony (jest przecież żeńskim odpowiednikiem Wołodyjowskiego, jeśli chodzi o wzrost) pytam: też Ci dali kalesony po kolana?

- Nie, mi dali takie, ze pod pachami mi się kończą….

Ponieważ zamiana kaleson w tym momencie raczej nie wchodzi w grę brniemy dalej. Kurde, ja wzdłuż tej ściany przejść nie mogę, a górniki to jeszcze tu pracują…. Przeciskamy się brodząc po kolana w wodzie i śliskiej mazi między siłownikami, transporterami, frezami (zwanymi nie wiem dlaczego „organ”).  W płucach brak już tchu, nogi nie chcą iść. A wtedy młodzian, który przez całą drogę opowiadał jakiejś panience jakieś durnawe filmy nagle ma pytanie do sztygara: to gdzie jest ten kombajn i ta ściana wydobywcza?

Przechodzimy pod postawionymi na przestrzeni 30-tu metrów na belkach pod sklepieniem korytami z wodą.  Sztygar pokazuje je nam i tłumaczy, że gdyby nastąpił wybuch metanu, to podmuch pierwszy wywróci te koryta, wyleje wodę i woda odetnie płomień idący za podmuchem. Patrzymy z powątpiewaniem: to podmuch potrafi wywrócić takie koryto?

- Podmuch eksplozji potrafi cisnąć na 50 metrów wagonik z urobkiem – pada odpowiedź sztygara

„i nagle czujesz gorące uderzenie w twarz i nic już nie czujesz – to się nazywa wybuch metanu, jeżeli jesteś jakieś 500 m od centrum wybuchu nie masz szans, dalej też niewielkie, przecież chodnik to jest jak lufa armaty bez końca…” – cytat z Sebastiana, co na kopalni pracuje

Po prawie czterech godzinach drogi nachodzi mnie zastanowienie: przecież to bez sensu, żeby ten, kto pracuje w kopalni, na dole, nazywał się „górnik” – przecież to powinien nazywać się „dolnik”. Ale to nie koniec skojarzeń - sztygar chce nas zaprowadzić na przodek – dlaczego, kurde, to się nazywa „przodek” skoro zanim tam doszedłem to nogi mi wlazły w zadek?

Poeta Wójtowicz pisał: „gdy wreszcie wyszedłem na zewnątrz, słońce świeciło wspaniale

Gdy myśmy wyjechali, pierwsze co powiedziałem do koleżanki: popatrz, słońce wyszło! – a dopiero po chwili zorientowałem się, że dzień był ponury i mglisty, na zewnątrz śnieżyca – to tylko po 4 godzinach „na grubie” mi tak jasno przed oczyma było…

Zmęczony usiadłem na parapecie okna i pomyślałem, że zaczynam podejrzewać, ze ci górnicy to tam na dół to chyba nie dla przyjemności chodzą….

 

stat