Users on-line: 1

Strona istnieje 4314 dni

Licznik Odwiedzin:
  • podlatujemy helikopterem do Corcovados
    podlatujemy helikopterem do Corcovados
  • niosę napój - zimny kokos + 100mg wódki
    niosę napój - zimny kokos + 100mg wódki
  • zaiste - napój bogów....
    zaiste - napój bogów....

Corcovados


Ranek. Monotonny warkot klimatyzacji nie pozwala dalej spać. Jest 7-ma rano, ale dospać się więcej nie da, bo w Polsce, którą opuściliśmy dopiero przedwczoraj jest już 10-ta. Moje wspaniałe ciało przyzwyczajone do zimowych mrozów wzdraga się przed wyjściem na balkon, gdzie mimo wczesnego poranka jest już około 27 stopni. Śniadanko złożone głównie z południowych owoców (ciekawe, czy na drugiej półkuli te owoce też są nazywane owocami południowymi skoro hoduje się je na północ od naszego obecnego miejsca postoju) i jesteśmy gotowi do wyjścia. Cel dnia dzisiejszego – zwiedzanie Rio. Autokar jedzie przez tunel przebiegający pod jedną z gór, łączący dwie części miasta. Przewodniczka Marta opowiada o historii Rio, wydaje się, że chyba nawet jakąś książkę na ten temat czytała…. Opowiada o odkrywcy Rio- Gasparze de Lemos, o krwawych wojnach z Francuzami, o tym, że gdy Napoleon zajął europejską Portugalię to tutaj schronił się jej władca książę Joao i to on ogłosił te ziemie jako osobne królestwo połączone unią personalną z Portugalią. Dopiero jego syn, Pedro, zrywa stosunki ze starym kontynentem i proklamując niepodległość Brazylii koronuje się na cesarza Pedra I. Jako pamiątkę tamtych czasów Marta pokazuje stare ulice wyłożone kamieniami. I nie ma nic w tym dziwnego, gdyby nie to, że te głazy przypłynęły tu z Portugalii jako balast galeonów które w drodze powrotnej wiozły złoto i srebro i kamienie szlachetne.

Dojeżdżamy pod Corcovados, góry na której mieści się 30-to metrowy posąg Chrystusa. Cała góra stanowiąca park narodowy pokryta jest tropikalnym lasem. Na szczyt dostaniemy się kolejką szynową z napędem zębatkowym. Coś takiego jak na Gubałówkę lub na Górę Parkową w Krynicy tylko w wersji XXXL. Cała podróż trwać będzie mniej niż godzinę, mamy do przebycia kilkanaście kilometrów, wagoniki są ciekawie skonstruowane - aby było wygodnie to krzesełka i ławki wewnątrz są całkiem sporo pochylone w stosunku do podłogi, bo w czasie podróży tory są nachylone pod takim kątem do poziomu, że ukośne położenie torów i krzesełek wzajemnie się zniweluje i będziemy siedzieć w marę poziomo… Jeszcze nie ruszyliśmy, a już jest ciekawie – pomiędzy mną a Krzysiem staje laskowata policjantka z obstawy. Krzysiu jest zachwycony, bo jak twierdzi podobają mu się kobitki w mundurach, prosi o zrobienie kilku fotek. Kolejka mozolnie wspina się przez las tropikalny, jadąc to w wykopach, to po wysokich mostach. Intensywna zieleń przytłacza wszystko, obserwujemy rosnące na wyciągnięcie ręki dziwaczne owoce, ponoć największe na świecie, ważące nawet kilkanaście kilogramów.  I ponoć bardzo smaczne, ale rzadko spożywane, bo pod skorupką mają taką paskudną maź, że zanim dostaniesz się do jadalnego miąszu wyciapiesz się jak nieboskie stworzenie i nawet wyjątkowy ich smak nie skompensuje godzin poświęconych na doprowadzenie się do porządku. Na stacji pośredniej kolejki przepuszczamy wagoniki jadące z góry i dosiadają się do nas miejscowi muzycy pragnący umilić nam podróż swoją twórczością. Nie da się ukryć – są hałaśliwi. Chwilę ulgi odczuwamy dopiero wtedy, gdy ich bębnista przestaje grać i z czapką przechodzi się po wagoniku. Wszyscy, którzy wrzucają mu jakieś datki starają się robić to drobniakami i jak najdłużej, żeby dać mu zajęcie na jak najdłuższy czas, niech chociaż przez chwilę będzie trochę mniej decybeli. W końcu bębnista wraca do swoich zajęć i zespół stara się poderwać ludzi w wagoniku do zbiorowego tańczenia samby. Ale jak tu tańczyć sambę, skoro podłoga jest sporo nachylona i aby podrygiwać w miarę poziomo trzeba mieć jedną nogę krótszą? Nie znaleziono w naszym wagonie ani jednego kulawego (a jeśli nawet tacy byli to się nie ujawniali i woleli podziwiać roztaczające się wokół widoki) i kolejka zatrzymuje się na stacji końcowej. Krzysiu się upiera, że jeśli laskowata policjantka wraca na dół tym samym wagonikiem, to on śwista Corcovados i też jedzie na dół, ale w końcu wypycham go i windą i potem jeszcze schodami ruchomymi docieramy do stóp Cristo Redentor. Figura ma 30 metrów wysokości (czyli wysokość przeciętnego wieżowca). Rozpostarte szeroko ręce obejmują zarówno lewą część miasta, tą biedną i prawą – tą bogatą. Tak samo wspaniały i majestatyczny dla jednych i drugich spogląda na Rio z wysokości 734 metrów (704 m npm i jeszcze 30 m wysokości figury) mając u stóp całe bogactwo Rio- największy na świecie stadion i najsłynniejszą na świecie plażę i jedyny istniejący Samborom i najbardziej kontrowersyjną katedrę Jemu poświęconą. A także spogląda na 600 dzielnic slumsów i na zamieszkujący w nich ponad milion biedaków. A my, aby spojrzeć na Niego musimy zadrzeć głowę spoglądając w górę. Tak samo jak 2000 lat temu, gdy umierał na Krzyżu …..


stat