Users on-line: 1

Strona istnieje 4314 dni

Licznik Odwiedzin:
  • juz etap dzienny wystraszył Krzysia...
    juz etap dzienny wystraszył Krzysia...
  • nie tylko my sie włoczymy po deszczu w lesie...
    nie tylko my sie włoczymy po deszczu w lesie...
  • na mecie - nigdy wiecej zawodów na orientacje...
    na mecie - nigdy wiecej zawodów na orientacje...

Ciemno, wysoko, do domu daleko

Listopad 2004. Nazwy miejscowości do końca życia nie zapomnę… Targanice koło Andrychowa….

Mimo iż książki medyczne nie zalecają zmany partnerów, ja jednak postanawiam to uczynić. Już drugi sezon, zamiast z Jasiem Damerem startuję z Krzysiem Ligienzą. Dziś ostatnie zawody pucharowe … Prawie połowa listopada, pogoda taka sobie, ale etap dzienny w dzikiej mżawce zaliczony pozytywnie, jesteśmy w ścisłej czołówce…

Etap nocny. Organizator, Seba Janas, od dawna chodzi, zaciera ręce i złośliwie mruczy: no trochę podejścia będzie…

Wywożą nas autokarem gdzieś daleko, i wyrzucają u podnóża jakiejś wielkiej góry. Ciemno, gwizda wiaterkiem, mżaweczka, temperatura około zera, czekamy na start już godzinkę, przemarznięci jak diabli.  Start koło jakiegoś domku, gospodarz widząc nas wychodzi i samarytańsko wpuszcza nas do swojej piwnicy, gdzie możemy czekać, przynajmniej nie wieje….

Jako ostatni startujemy, patrzymy na mapę i dla mnie totalna załamka: cała trasa składa się tylko z jednego podejścia – do góry. I to stromo…. A ja mam uszkodzoną łąkotkę (albo lękotkę, nie pamiętam dokładnie co to mnie bolało) w kolanie….

Podejście zaczyna się prawie od startu.  Pniemy się z Krzysiem mozolnie krok po kroku… Mżawka nasila się, a po pierwszych 200 metrach w górę przeradza się w marznącą mżawkę, a po nabraniu następnych 100 m w śnieg.

Łatwo sobie wyobrazić: góra jak cholera, niemal pionowo, kamieniste podłoże. Na kamieniach mokre liście. Na mokrych liściach zamarznięta mżawka i śnieg… Na każde pół metra w górę, zsuwamy się 40 cm.  Krzysiu ma więcej siły, idzie z przodem….

Ja w połowie góry mam dość- chcę odpocząć i opieram się plecami o drzewo na stoku…

 Drzewo łamie się i spada w przepaść, a ja oparty o niego tracę równowagę i MUSZĘ złapać równowagę, żeby nie polecieć za drzewem… Więc odrzucam za siebie to co mam ciężkiego – czyli – latarkę, łapię odrzut do przodu i zachowuje równowagę (wersja Krzysia: drzewo się łamie, ja ze strachu upuszczam latarkę, która się rozpada i nie nadaje do użytku – osobiście wolę moją wersje, jest bardziej dramatyczna). Jakkolwiek było stan jest taki: wysoko, ślisko, brak sił, brak światła i jeszcze pól trasy do pokonania. Jako że bez latarki jestem bezużyteczny dla ekipy, ustalamy: Krzyś idzie na trasę samotnie, ja samotnie będę usiłował mete znaleźć (nie mete z flaszką, tylko metę zawodów) i tam się spotykamy. Łatwo powiedzieć – spotykamy…. Światełko Krzysia znika mi w oddali, zostaję sam. Pozostaje mi jedno- w górę na czworaka. Gorzej być nie może… Okazuje się ze może, dopada mnie mgła, gęsta tak, że jak w ¾ góry znalazłem drogę stokową lecącą wzdłuż góry, w tej mgle nie byłem w stanie ustalić, w którym kierunku droga idzie w górę, a w którym w dół… Pozostaje mi kontynuować przyjętą taktykę- na czworaka w górę. Na czworaka – do czasu- pod szczytem śnieg ma ponad pół metra głębokości i spróbujcie w tym iść na czworaka…

Ale nawet najdłuższa boa ma kiedyś swój koniec, docieram na grań… Wiatr świszczy mi w uszach….

Ale to nie wiatr – to Krzysiu pogwizdując sobie wraca po zaliczeniu całej trasy….

Razem docieramy na metę – patrz foto. Obiecuję sobie, że NIGDY, ale to NIGDY na żadne zawody na orientacje nie pojadę…  Żądam od organizatora zapewnienia transportu, tzn: zwiezienia mnie samochodem w doliny. Niestety (a w sumie: na szczęście) takich zdechlaków jak ja było wcześniej więcej i już nie ma miejsc w aucie. Muszę wracać na piechotę.

Aby trafić do bazy, bierzemy mapę trzeciego etapu. Ale obiecuję sobie, ze idę prosto na metę…. Ale….

Pierwszy punkt kontrolny jest prawie-że na ścieżce – eeee, potwierdzę go. Drugi też niedaleko – może też by go wziąć? A trzeci i czwarty to koło siebie leżą, za jednym razem mielibyśmy dwa punkty, może opłaca się jednak podejść?????

I tak do końca, przechodzimy całą trasę trzeciego etapu, i uraz do imprez na orientacje mi przechodzi.

Niemniej zdjęcie z mety długo służyło mi za tapetę na moim notebooku i przypominało żeby jednak mierzyć zamiary na siły, i nigdy odwrotnie. Czego oczywiście nie czyniłem….

 

stat