Users on-line: 1

Strona istnieje 4314 dni

Licznik Odwiedzin:
  • w drodze do centrum - tubylec
    w drodze do centrum - tubylec
  • niedziela, pusta katedra.....
    niedziela, pusta katedra.....
  • a przed katedrą drzewo rośnie...
    a przed katedrą drzewo rośnie...
  • centrum rynkowe miasta w niedziele
    centrum rynkowe miasta w niedziele

CATEDRAL

Niedziela, skwarne południe, chcemy z Żoną zwiedzić zabytkowe centrum Fortalezy: wspaniałą katedrę zbudowaną na wzór norymberskiej i zabytkowy rynek. Z mapy wynika, że da się tam dojść na piechtę  Idziemy i idziemy, drogi nie ubywa, za to przybywa ruin wokół nas, a jak coś jeszcze stoi to jest to otoczone wysokim murem z nabitymi na szczycie kolcami i jeszcze drutem kolczastym owinięte…W połowie drogi wymiękamy, łapiemy jakieś zabłąkane taxi i powtarzając jedynie CATEDRAL, CATEDRAL dajemy do zrozumienia gdzie chcemy jechać… Kierowca trzy razy upewnia się CATEDRAL?, my się upieramy CATEDRAL, więc zgodnie z naszym życzeniem zostajemy tam dowiezieni, wysiadamy i robi się trochę, a nawet bardzo nieswojo… Oprócz lejącego z nieba żaru, zamkniętej na cztery spusty CATEDRAL, i jakiegoś żebraka wokół PUSTKA. Wymarłe miasto…. W centrum poniszczone budynki, powybijane okna, brud na ulicach i żywej duszy. Atmosfera nasączona czym nieuchwytnym i wyczekującym. Pot na plecach spływający nie wiem czy pochodzi z upału czy też ze……  Rosjanin by powiedział: straszno i smieszno…. Oczy mojej Małżonki (a i moje chyba też) mówią: straszno i niesmieszno….

 

Kolejne podmuchy gorącego wiatru przewalają sterty śmieci które na tej pustej ulicy turlają się jak pustynne krzewy z finałowej sceny pojedynku z filmu „W samo południe”. Tam przynajmniej na ulicy stało dwóch ludzi (bo tylu do pojedynku potrzeba) a tu jedynie widać jednego żebraka który zdecydowanie pragnie odegrać przewodnika i informuje nas, ze do katedry wchodzi 5000 ludzi… A my nie chcemy wiedzieć ile ludzi mieści się w katedrze, chcemy jedynie stąd zniknąć i to jak najprędzej, bo chociaż wciąż nikogo nie widać, to nie wiadomo czy my nie jesteśmy widziani i czy jakieś scyzoryki nie są na nas podostrzane… W jakimś cieniu, w odległej bocznej uliczce stoi kilka taxi i kierowcy grają w karty.. Czujemy się już pewniej, ale tylko na chwilę, bo oni nami nie wykazują zainteresowania, nagabywani przez nas wzruszeniem ramion lub kręceniem głowy dają do zrozumienia, że nic a nic ich nie obchodzimy… Wreszcie jeden, jedyny nie grający zgadza się niechętnie i prowadzi do swojego auta. Hmm, trudno to nazwać autem…No więc prowadzi nas do jakiegoś gruchota, trzymającego się do kupy jedynie dzięki warstwie brudu od którego się lepi, a okna bocznego nie ma, bo wybite, ale i tak jesteśmy szczęśliwi. Opuszczamy wymarłe centrum… Dojeżdżamy do hotelu, gdzie portier stara się nie wpuścić na podjazd hotelowy naszego taxi, ale już przez wybitą boczną szybę widzi gości hotelowych, wiec doskakuje do auta, widać że się brzydzi i … dwoma palcami, żeby się jak najmniej pobrudzić chwyta klamkę i otwiera nam drzwi auta….

 

stat