Brzuszek i głowka to górska wymówka....
I jestem na długim łykendzie (słowo łykend jak twierdzi Tytus de Zoo pochodzi od łyku świeżego powietrza) z córkami w górach. Nie powiem, żeby wychodziły w te góry z entuzjazmem, ale wychodzą. I pierwszego dnia zaczęło się marudzenie: Głodna jestem, Tatusiu, boli mnie główka i brzuszek. Wytłumaczyłem jej, że nic jej to od łażenia nie uratuje, bo boli ja z głodu, na śniadanie zjadła tylko małą zupę mleczną i tyle, sama sobie jest winna….
Na drugi dzień spod oka z dumą obserwowałem jak działa moja prelekcja wychowawcza, bo Myśka wcinała już na śniadanie chyba 5-tą kromkę chleba….
Poszliśmy w góry…. I Znów słyszę: Tatusiu, boli mnie główka i brzuszek.
Zagotowało się we mnie, ale spokojnie cedzę przez zęby: Przecież zjadłaś całe śniadanie….
Na co ona spokojnie- Tak, tatusiu, właśnie boli mnie z przejedzenia….